Smutne czasy dla opery…
Wybrałem się na „Króla Rogera” do Opery Narodowej. Ręce opadają… Chór, pod koniec I aktu tegoż dzieła, śpiewa: „Zgroza, Zgroza” – taki też był spektakl.
Reżyseria to kompletne dno, nie ma co się nad nią rozwodzić. Scenografia i kostiumy również. Jakaś prostytutka się wygina na stole i to podobno jest choreografia. Dyrygent „wymachał” chyba inną operę, bo to co słyszałem, to jakieś nudy, a muzyka Szymanowskiego jest przecież tak ciekawa.
Wokalnie również było kiepsko: Roger niedysponowany, Roksana nijaka, Diakonissa niezauważalna. Przyzwoicie zaśpiewał Arnold Rutkowski (Pasterz), a bardzo dobrze Tomasz Rak (Edrisi) oraz Wojciech Śmiłek (Archiereios). Jednak to wszystko było pozbawione jakichkolwiek emocji – jak na pierwszej próbie muzycznej, tzw „czytanej”.
Pewna melomanka po wyjściu z teatru stwierdziła: „ŻAL D… ŚCISKA” – zgadzam się z Panią, a czytelników przepraszam za śmiałość zacytowanej treści.
Parę dni temu byłem w białostockiej Operze Podlaskiej na premierze „Turandot” – najbliższym memu sercu dziele – i było podobnie… beznamiętnie i bez jakiegokolwiek edukacyjnego przesłania…
W trakcie jednej z przerw poproszono mnie o parę słów na żywo do Radia Białystok. Próbowałem jak najoględniej powiedzieć o tym, co zobaczyłem. Tak, żeby słuchaczy nie okłamać, a jednocześnie nie zniechęcić do bywania w teatrach. Przecież z całych sił próbuję sztukę promować i robić wszystko, aby widownie się zapełniały, a nie pustoszały.
Relacja z premiery Turandot dla Radia Białystok
Gdybym nie uodpornił się na tego typu realizatorskie fanaberie i pod nosem nie dowcipkował sobie z tego wszystkiego, prawdopodobnie już bym zwariował!
Smutne czasy dla opery…
ŻAL D… ŚCISKA – na serio chce Pan być poważnie traktowany z takim językiem?
Smutne czasy dla opery, bo pisać może o niej publicznie każdy, bez względu na kompetencje, jak widać…