Prapremiera baletu „Troja(n)” w Operze Poznańskiej – Dojrzały spektakl młodych debiutantów
Historia o „Wojnie trojańskiej” była opisywana w przeróżnych tekstach wielu autorów. Najstarsza i jednocześnie najsłynniejsza przypisywana jest Homerowi. Uwiecznił ją w swoich dwóch eposach „Iliadzie” oraz „Odysei”, które datuje się na VIII lub VII wiek p.n.e. Jednocześnie są one uznawane za najstarsze dzieła literatury europejskiej, a Homer za najstarszego poetę znanego z imienia i nazwiska.
Tą fascynującą opowieść, poruszającą zarówno tematy wojny, przyjaźni i miłości, postanowili opowiedzieć młodzi twórcy. Stworzyli cały spektakl od podstaw: napisali mądre libretto, ułożyli znakomitą choreografię, zaprojektowali ciekawe kostiumy i dekorację, stworzyli projekcje, a co najważniejsze i najbardziej wyjątkowe – do spektaklu została skomponowana nadzwyczajna muzyka.
Prapremiera „Trojan” – baletowego dzieła – odbyła się w minioną sobotę 12 maja 2018r. w Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu.
Libretto
Libretto napisała Katarzyna Frątczak. Ta zaledwie 31. letnia dramaturgistka wywiązała się ze swojego debiutanckiego zadania niezwykle rzetelnie. Postanowiła przenieść nieco akcję spektaklu w czasy współczesne, chcąc pokazać, że i dziś mamy do czynienia z „wojami trojańskimi”, lecz o nieco innym charakterze. Stąd też nieprzypadkowe „n” – matematyczny symbol potęgi – na końcu tytułu.
Samo libretto przedrukowane w programie jest spójne i oparte – prawie w całości – na homerowskim oryginale. Jednak podczas spotkania przedpremierowego z autorami przedstawienia dowiedziałem się, że zostaną poruszone współczesne tematy związane z wojną cybernetyczną czy śmiercią niewinnych dzieci w Syrii. Byłem ciekawy, jak z tej zawiłości wybrnie sam choreograf…
Choreografia i inscenizacja
Dojrzałą choreografię i inscenizację stworzył debiutujący w roli pełnospektaklowego choreografa, 28. letni solista baletu „Opery pod Pegazem” – Viktor Davydiuk.
Niestety nie poradził sobie z klarownym ukazaniem współczesnych problemów w połączeniu z mitologicznym światem Homera:
- Wojna cybernetyczna – nie było w spektaklu nic, co sugerowałoby, że o tę wojnę chodzi. Niby raz tancerze się zacinali w ruchach niczym zawirusowane komputery czy roboty, jednak widz – oglądając samo przedstawienie, bez wcześniejszego wysłuchania twórców – nie mógł się domyślić, co tak naprawdę miało to oznaczać;
- Podobnie było ze śmiercią dzieci w Syrii – niby została wniesiona na rękach martwa dziewczynka (za moment wstała i wyszła za kulisy(sic!)), którą położono pomiędzy poległymi żołnierzami, natomiast co miało wskazywać, że chodzi tu o Syrię? Nie wiem…
Niepotrzebnie twórcy zaczęli zagłębiać się w te problemy. W sztuce baletowej im mniej się kombinuje, tym częściej się zwycięża.
Jednak – na całe szczęście – brak przejrzystej prezentacji tych tematów nie wpłynął na pozytywny odbiór spektaklu. Całą mitologiczną historię Viktor Davydiuk przekazał wprost wspaniale. Wszystkie relacje miedzy bohaterami były oczywiste. Również dramaturgia inscenizacji była odpowiednio rozłożona.
Choreograf operuje znanymi powszechnie i często używanymi „językami” choreograficznymi. Jednak łączy je w sposób indywidualny i dość charakterystyczny. Dla mnie najważniejsze jest to, że Viktor Davydiuk opiera się głównie na „klasyce”, często używając jej w czystej formie.
Miał wiele pomysłów inscenizacyjnych na rozwój poszczególnych sytuacji scenicznych – szczególnie w akcie I. Może nawet trochę za dużo, gdyż w pewnym momencie zaczęło się odczuwać wyłącznie popis pomysłów, co odciągało uwagę od opowiadanej historii, jak np.:
- Rozciągnięta płachta na całej wielkości sceny, pod którą poruszali się tancerze dając efekt fali – ciekawie to wyglądało, lecz już zbyt często oglądamy ten zabieg we współczesnych spektaklach;
- Duża liczba tancerzy stojących w linii, jeden za drugim – wykonywali ciekawe ruchy, czasami w różnych kierunkach, czasami synchronicznie, lub po kolei z sekundowym opóźnieniem, jednak także za często w polskich i światowych choreografiach ten efekt jest wykorzystywany;
- Gumowe pasy przypięte do nóg i rąk solistów – pomysł bardzo indywidualny i świetny, jednak ten rekwizyt nie został w pełni wykorzystany.
W scenach partnerowań zbiorowych zabrakło mi płynności, gdyż odczuwało się jedynie wyodrębnione przejścia w statyczne pozy. Jednak popisowe tańce, gdzie osobno tańczyła grupa mężczyzn i osobno kobiet, były znakomite.
Oglądaliśmy wiele scen, które szczególnie zapadły mi w pamięć, że wymienię chociażby:
- Duet w I akcie Achillesa z Patroklosem – męski i zatańczony ze znakomitą energią;
- Narada dowódców Agamemnona w akcie I – niezwykle mądra scena przekonywania dowódców przez Menelaosa do własnych racji, z robiącymi wrażenie uderzeniami dłoni o stół w rytm podniosłej muzyki;
- Umieszczenie Priama w loży środkowej na widowni na początku II aktu- znakomity symboli śledzenia przebiegu wojny przez wodza stojącego na szczycie murów Troi;
- Duchy Bryzeidy, Hektora i Patroklosa w II akcie – swoimi ruchami, ubrani w cieliste stroje, jakby przenikali przez zastygłych bez ruchu pozostałych solistów;
- Mroczne Kery – pomysł, aby jako jedyne postacie tańczyły przy ziemi, był niezwykle inteligentny. W ich ruchach czuć było, że pochodzą z podziemi i niosą złe emocje.
Najbardziej mieszane uczucia wywarła na mnie ostatnia scena spektaklu. Przy pięknej, monumentalnej muzyce, część osób z widowni wstała i weszła na scenę – wspaniały i zaskakujący efekt – a jednocześnie pojawiła się pośród nich mała dziewczynka, ciągnąca na sznurku małą zabawkę w postaci konia (sic!). Czy to miał być ten słynny koń trojański?
Choreograf znakomicie rozłożył muzykę w całej inscenizacji, odzwierciedlając jej energię w ruchach i gestach.
Najpiękniejsze w przedstawieniu były fragmenty miłości Heleny i Parysa. Długie duety (jeden prawie 10-cio minutowy) budziły zachwyt przez cały czas ich trwania swoją płynnością, delikatnością i dosłownością (piękne, prawdziwe i długie pocałunki). Nareszcie zobaczyłem w spektaklu współczesnym trudne, górne podnoszenia i zjawiskowe figury, połączone z podrzutami solistki przez partnera. Za to należy się Viktorowi Davydiukowi szczególne uznanie.
Jeśli tak ma wyglądać debiut 28. letniego choreografa… to oznacza, że balet w XXI wieku potrafi zmierzać w dobrym kierunku. Wielkie gratulacje.
Światła
Viktor Davydiuk stworzył również światła do spektaklu. Nie były one wyszukane, lecz gdy pojawiały się poszczególne postacie, podkreślały ich charakter oraz zdecydowanie oddawały nastrój tych scen:
- Helena, Achilles czy Menelaos – światło ciemniejsze;
- Parys, Bryzeida, Andromacha i ich otoczenie – światło zdecydowanie jaśniejsze
- Kery – światło czerwone
Również ciekawe było oświetlanie wielkich czarnych ścian, zrobionych z cienkiego czarnego materiału, które w momencie podświetlenia robiły się białe. Niestety oświetlano je rażącymi, mało estetycznymi jarzeniówkami i gdyby nie one, można by w pełni ten zabieg świetlny zaakceptować.
Scenografia i kostiumy
Scenografia wizualnie nie była ładna, gdyż cała czarno-biała, natomiast ciekawa i dopracowana. Stworzyła ją młodziutka, bo zaledwie 26. letnia Magda Flisowska.
Podczas całego spektaklu na środku okna scenicznego zawieszony był ekran, na którym wyświetlano przeróżne wizualizacje. Zamiast kulis zbudowano dwie czarne, mobilne ściany, które były podzielone na mniejsze uchylane, przez które to przechodzili artyści. Bardzo ciekawy był zmyślnie zrobiony filar, który w pewnym momencie został opuszczony i przemienił się w ogromny stół. Wszystkie elementy scenografii – może z wyjątkiem dziwnej żelaznej konstrukcji, która nie wiem co miała symbolizować, w I akcie przed dużym duetem Parysa i Heleny – spełniły swoje zadanie.
Podobnie było z kostiumami. Niespecjalnie ładne, lecz wpasowały się w zamysł inscenizacyjny choreografa. Widać, że były przemyślane i również podkreślające charakter postaci. Estetycznie układały się na ciałach tancerzy, a co najważniejsze, nie krępowały ich ruchów.
Szczególnie piękne były kostiumy: czarno-biały Heleny, biały Parysa oraz trzy czerwone złowieszczych Ker. Charakteryzacja tych postaci także była znakomita: Parys z siwymi włosami, a Kery z groźnymi soczewkami w oczach. Brawa za debiut dla Pani scenograf.
Wizualizacje
Wizualizacje również młodziutkiej, 26- letniej Karoliny Mikołajczuk, były najsłabszym elementem spektaklu. Widać było ogromną pracę w nie włożoną, lecz niestety nie przyniosły zamierzonego efektu. Miały coś symbolizować, lecz nie symbolizowały nic. Wyświetlały się jakieś krzyżyki, figury geometryczne, rysował się jakiś labirynt czy bliżej nieokreślone zawijasy.
Były dwa ładne momenty:
- Wijące się powoli sprężyny podczas duetu miłosnego Heleny i Parysa, które odzwierciedlały ruchy solistów;
- Energicznie pojawiające się wielkie kolce podczas walki Achillesa z Hektorem.
Może jeszcze za wcześnie Karolina Mikołajczuk podjęła się debiutu w tak dużej produkcji, ale mimo wszystko trzeba podkreślić, że wizualizacje w żadnym momencie nie były tandetne.
Muzyka
Muzyka zdecydowanie zdominowała całe przedstawienie. Skomponował ją, zaledwie 32. letni, Gabriel Kaczmarek. Ten poznański kompozytor, mimo młodego wieku, ma już spory dorobek artystyczny. Komponuje muzykę na ważne wydarzenia państwowe, kościelne czy kulturalne, a spektakle z jego niezwykle piękną, bajkową, baletową muzyką, można oglądać w Teatrze Cortiqué Anny Niedźwiedź. Mimo tego „Trojan” był jego debiutem, jako twórcy komponującego balet dla teatru operowego.
Gabriel Kaczmarek jest bardzo wszechstronnym kompozytorem, o czym przekonałem się podczas sobotniego wieczoru. Spodziewałem się lekkiej i bajkowej muzyki, takiej jaką do tej pory miałem przyjemność słuchać w Teatrze Cortiqué oraz na jego płytach. Jednak, gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki „Trojan” zorientowałem się, że tak lekko i bajkowo nie będzie.
Spektakl w jego muzycznej interpretacji jest dojrzały, poważny, momentami mroczny, tajemniczy, na szczęście rzadko zamierzenie-chaotyczny, ale niezwykle melodyjny i przyjemny w odbiorze. Łączy w sobie style „Tintinnabuli” (przypisywany estońskiemu kompozytorowi Arvo Pärtovi) z „Sonoryzmem” (stworzony i rozpropagowany głównie przez trzech wybitnych polskich kompozytorów Krzysztofa Pendereckiego, Wojciecha Kilara i Henryka Mikołaja Góreckiego).
Kompozytor z niezwykłą wprost umiejętnością buduje napięcia poszczególnych utworów. W momentach kulminacyjnych są one wręcz wzruszające i przeszywające do granic emocjonalnych uniesień. Do tych zabiegów używa głównie – moich ukochanych – gongów i bębnów oraz instrumentów dętych w niskich rejestrach w połączeniu ze „smyczkami” w rejestrach wysokich.
Muzyka Gabriela Kaczmarka jest mocno wyrazista i obrazowa. Nakreśla energię od legato do staccato, od adagio do allegro. Pomaga to zarówno choreografom w tworzeniu poszczególnych ruchów, jak i tancerzom w ich wykonywaniu. Z wielką łatwością potrafi, w jednym muzycznym fragmencie, przejść od powolnego smutku do energicznej radości, od melancholii do nerwowości, od rozkochania do nienawiści. Tworzy to wspaniałe wrażenie zarówno tragizmu sytuacji, jak i nastroju odnoszącego się do najpiękniejszych ludzkich odczuć.
Najbardziej brakowało mi wykonania tego utworu na żywo przez orkiestrę. Przychodząc do teatru operowego – jeszcze takiego, który posiada znakomitych muzyków – chcemy posłuchać muzyki, wydobywającej się z orkiestronu, a nie z głośników jak w samochodzie. Kompozytor tłumaczył na konferencji prasowej tę sytuację tym, że „prawdopodobnie żaden dyrygent na świecie nie byłby wstanie dwa razy zagrać tak samo tego utworu, co byłoby kłopotliwe dla tancerzy”. Jest to słuszny argument, ale w takim razie proponuję komponować muzykę tak, aby światowi dyrygenci byli wstanie ją ogarnąć.
Pomimo tej uwagi muzyka Gabriela Kaczmarka do baletu „Trojan” była wprost genialna i chciałoby się jej słuchać dłużej niż tylko dwie godziny. A najbardziej cieszy fakt, że w Polsce mamy już kompozytora na miarę XXI wieku. Wielkie chapeau bas!
Artyści baletu
Zespół baletu opery poznańskiej zatańczył bardzo dobrze. Artystycznie byli niezwykle zaangażowani. Tańczyli pewnie technicznie i tylko momentami nierówno. Męska część zespołu powinna zwrócić większą uwagę na jakość stóp, gdyż ich podbicia są lekko zaniedbane, natomiast tancerki były od początku do końca fantastyczne, pod każdym względem.
Solistom baletu należą się ogromne brawa. Wykonali swoje zadania z ogromnym profesjonalizmem. Z tej silnej grupy niestety najsłabiej zaprezentował się Gal Trobentar Zagar w roli Hektora. Był za masywny, ociężały oraz pozbawiony wyrazu artystycznego, ale dość pewnie partnerujący.
Natomiast znakomicie zaznaczyli swoje partie, zarówno pod względem artystycznym jak i technicznym:
- Andrzej Płatek – Menelaos
- Paweł Kromolicki – Priam
- Artur Furtacz – Agamemnon
- Taras Szczerbań – Odyseusz
- Dominika Babiarz, Julia Korbańska, Agnieszka Wolna-Bartosik – Kery
- Diana Cristescau – Bryzeida
- Asuka Horiuchi – Andromacha
Również ze swoimi zadaniami świetnie poradziła sobie zaledwie 6. letnia Lena Englert, wcielając się w rolę Ifigenii.
Jednak na szczególne wyróżnienie zasługują:
- Koichi Kamino – Rolę Patroklosa zatańczył brawurowo. Tancerz ten dysponuje znakomitą techniką i zjawiskowymi skokami, które w połączeniu z ekwilibrystycznymi trikami robiły piorunujące wrażenie. Brawo!
- Arkadiusz Gumny – Partię Achillesa zbudował wspaniale. Może słabiej technicznie, lecz swoją charyzmą i energią przyciągał uwagę zawsze, jak tylko pojawiał się na scenie. Wielkie brawa!
- Mateusz Sierant – Ten solista baletu poznańskiego mieści się w ścisłej 3-ce najlepszych tancerzy w Polsce. Prezentuje się na scenie znakomicie. Jest wysoki i ma idealne proporcje ciała. Również bardzo dobrze partneruje, co pokazał podczas wysokich podnoszeń i podrzutów partnerki. Panował nad każdym ruchem solistki. Partię Parysa zatańczył z lekkością, jednocześnie popisując się swoją znakomitą rozwartością i klasyczną techniką. Brakowało mi może trochę większego zaangażowania emocjonalnego w duetach, ale cały występ był po prostu fantastyczny. Wielkie gratulacje!
- Marika Kucza – Po raz pierwszy ta solistka, od początku do końca, mnie zachwycała. Partię Heleny wykonała z wielką swobodą we wszystkich, niełatwych „pas”. Znakomicie aktorsko poprowadziła swoją role w każdym aspekcie. Świetnie kręciła piruety. Artystycznie była przekonująca – kiedy trzeba ostra, kiedy trzeba subtelna i zakochana. Wierzyłem, że jest najpiękniejszą Greczynką na świecie! Ogromne brawa!
U wszystkich na scenie widać było, że tańczą z wielką radością. Słyszeliśmy to również po zakończeniu ukłonów, gdy po raz trzeci opadła kurtyna, ostatecznie kończąc spektakl. W tym momencie artyści wybuchnęli sympatycznym okrzykiem radości skierowanym wobec siebie, twórców, a w szczególności w kierunku choreografa Viktora Davydiuka. I niech to będzie najlepszym podsumowaniem ich pracy oraz radości jaką dali podczas premiery nam – publiczności.
Program
W programie zdecydowanie brakuje życiorysów twórców oraz solistów. To wielkie niedopatrzenie, które nie powinno się nigdy zdarzyć.
Podsumowanie
Przedstawienie jest przemyślane i, mimo paru uwag, stworzone bardzo profesjonalnie. Z niezwykłą radością ogląda się tak dojrzały spektakl zbudowany przez młodych ludzi. Tu kieruję szczególne słowa uznania, za odwagę i wiarę poprzez pewne ryzyko, dla dyrekcji Opery Poznańskiej. Uwierzyła ona w talent tej młodzieży i powierzyła im tak poważne zadania, z których debiutujący twórcy wywiązali się znakomicie.
Spektakl z pewnością będzie miał swoich zwolenników jak i przeciwników. Jednak nie to jest najważniejsze. Najistotniejsze jest to, że ci młodzi ludzie dali przykład, jak powinno się tworzyć nowoczesną sztukę.
Pokazali niezwykłą odwagę w tym, że nie poszli na łatwiznę, tak jak robi to większość ich starszych kolegów po fachu (często niezrozumiale uznanych). Mogli – tak jak oni – przewieźć się na wielkich klasycznych dziełach, zmieniając w nich libretto oraz choreografię, zostawiając tylko muzykę i tytuł, oszukując tym samym publiczność.
Na szczęście poznańscy twórcy „Tojan” nie wzięli przykładu z tych starych cwaniaków i leni. Przykład dali właśnie im, budując dzieło od początku do końca, a naszym obowiązkiem – jako sympatyków sztuki – jest ich pracę i twórczość po prostu szanować.
Recenzja przedrukowana również na: e-teatr.pl
Polub i udostępnij recenzję na Facebooku: Sympatycy Sztuki
Zupelnie nie zgadzam sie z opinia dot. Projekcji w spektaklu.
Moim zdaniem projekcje, obok swietnie skomponowanej muzyki byly najsilniejszym elementem baletu.
Minimalizm na ktory zdecydowali sie tworcy byl rzeczywiscie bardzo ambitnym pomyslem, zwlaszcza w kontekscie rozmiaru projekcji – zajmowala ona cala tylna sciane sceny.
W zwiazku z tym duzym zagrozeniem byla dominacja wizualizacji nad innymi wydarzeniami scenicznymi.
Autorka projekcji znakomicie wybrnela z tego problemu. Wizualizacje co do zasady byly bardzo delikatne, swietnie uzupelnialy ruch tancerzy na scenie. Jedynie w kilku kluczowych scenach projekcje otrzymaly pierwszoplanowa role, podkreslajac wage wydarzen.
Pierwszym z nich byla swietnie zrealizowana scena 'narady wojennej’, gdzie projekcje operowaly mapami kartograficznymi, wsrod ktorych znalazla sie nawet mapa Poznania. Uwazam to za bardzo pomyslowe rozwiniecie idei planowania wojny, wskazujace rowniez na wspolczesny rodowod spektaklu.
Druga scena, ktora zrobila piorunujace wrazenie bylo skokowe zacinanie wizualizacji w II akcie – skutecznie zwiekszajace poczucie niepokoju i dyskomfortu zwiazanego z zawierucha wojny trojanskiej.
O ile z cala recenzja sie zgadzam, to opinia jej autora o projekcjach (’nie symbolizowaly nic’) jest niesprawiedliwa i zdradza chyba brak zrozumienia dla obranej formy (minimalizm) i zakodowanych w niej znaczeniach. Wizualizacje w moim odczuciu zgrabnie komponowaly sie z choreografia i wyraznie nawiazywaly do tresci baletu.
Pozdrawiam!
Moje odczucia po sobotnim (12.05) spektaklu:
Plusy:
– tradycyjna, wyważona i napisana z dojrzałością partytura. należy docenić młodego kompozytora
– znakomite wizualizacje, wnoszące bardzo wiele w zakresie budowania drugoplanowej narracji – rzecz rzadko spotykana w spektaklach operowych i baletach, niewątpliwie innowacyjna i wyegzekwowana minimalistycznie, jednak w kilku scenach wręcz dominująca. moim zdaniem to był bardzo interesujący popis technologii wykonany przez utalentowaną byłą tancerkę (biogramy twórców były udostępnione na stronie internetowej, podałbym linka ale nie wiem czy można)
– świetne kostiumy przywołujące na myśl bardziej współczesne utwory, a mimo to zachowujące charakterystyczną dla starożytności zwiewność i fałdowanie.
– przyzwoita, choć oszczędna scenografia która została również potraktowana w formie rekwizytu. Co najważniejsze, scenografia nie ograniczała percepcji przy żadnej ze scen, a nawet kiedy w tańcu łączącym Parysa z Heleną (zatańczony z wyczuciem i elegancją) faktycznie ograniczona została przestrzeń, uwagę przykuwały hipnotyczne projekcje łączących się stopniowo okręgów.
– bardzo efektywna egzekucja zamierzenia, które twórcy zapowiadali na spotkaniu przed spektaklem: gra emocjami i wzbudzanie poczucia dyskomfortu, niepokoju. atmosfera towarzysząca opowieści nie należała do przyjemnych i zbliżyła tym samym do realizacji zasady katharsis.
– dobry synopsis, który równie dobrze wyegzekwowano w formie baletu. Oszczędność i brak rozbudowanych sekwencji wyszła spektaklowi na plus, pozwoliła dynamicznie przyspieszać historii.
minusy:
– niezbyt płynna synchronizacja w sekwencjach grupowych, nawet kiedy wydawało się to istotne. Podejrzewam jednak, że ten aspekt ulegnie zmianie gdy balet wejdzie do stałego repertuaru Teatru Wielkiego.
– mimo wszystko niepotrzebne zastosowanie zbyt wysokich tonów w jednym z momentów II aktu.
– wykonawcy baletu zdawali się różnić poziomem umiejętności, całkiem znacząco w niektórych przypadkach
Ogólnie podobnie jak autor recenzji uważam, że należy szanować i wspierać takie inicjatywy. Efekt został osiągnięty olbrzymim wysiłkiem i dzięki determinacji młodych twórców i już za to należą im się brawa.
A przy okazji jest to również bardzo obiecujący debiut – i mam na myśli całą ekipę realizacyjną. Z chęcią wybrałbym się na ich kolejny wspólny projekt.
Drogi Panie….
Warto znać choć podstawy baletu jak pisze się o nim recenzje. Poza tym argument, że coś „nie było ładne, bo było czarno-białe” jest na poziomie analfabetyzmu artystycznego.
Jeśli Pan nie rozumie elementów spektaklu, cytuję : „nie wiem co miało znaczyć” to może warto się zastanowić nad recenzowaniem prostszych rzeczy.
Pozdrawiam i proszę odrobić lekcje.