Urodzinowy tydzień ze wspaniałą sztuką
Znakomite wystawy Fangora i Pągowskiej w Gdańsku i Sopocie, zastanawiająca debata o sztuce NFT na Złotej 44, różnorodne Warszawskie Targi Sztuki, niezwykłe obrazy Malczewskiego i Grupy „Dziesieciu” w Radomiu, imponujące Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku i gala finałowa Międzynarodowego Konkursu Operetkowo-Musicalowego w Filharmonii Krakowskiej z udziałem Mistrza Wiesława Ochmana…
…to zobaczyłem w październiku. Zapraszam do lektury moich wrażeń.
Wszystko zaczęło się od planu dwudniowych urodzin mojego przyjaciela Daniela w Gdańsku, a skończyło się na tygodniowym świętowaniu.
Daniela Doberstein poznałem parę miesięcy temu dzięki naszemu wspólnemu przyjacielowi, wybitnemu polskiemu kompozytorowi, Gabrielowi Kaczmarkowi. Daniel to jeden z najbardziej utalentowanych ludzi jakich poznałem. Jest biznesmenem, a przede wszystkim pasjonatem sztuki malarstwa, rzeźby i rzemiosła artystycznego. Posiada o swoich pasjach ogromną wiedzę, nie tylko teoretyczną, ale również praktyczną. Poza tym jest człowiekiem cieszącym się życiem i kochającym ludzi. Mało kto, tak jak Daniel potrafi zarażać fascynacją do sztuki współczesnej i nowoczesnej. Otworzył mi on oczy i umysł na tę sztukę, będącą dotychczas dla mnie niezrozumiałą. Zacząłem nią oddychać tak samo, jak sztuką dawną.
Daniel wymarzył sobie spędzić urodziny w Gdańsku. Tam też się wybraliśmy. Dotarłszy do stolicy Pomorza, w pierwszej kolejności udaliśmy się do Pałacu Opatów w Oliwie na wystawę najdroższego i najbardziej znanego polskiego twórcy Op-artu Wojciecha Fangora. To co zobaczyliśmy przeszło moje najśmielsze oczekiwania…!
Kuratorzy tej znakomitej wystawy zaprezentowali cały przekrój twórczości Wojciecha Fangora. Na parterze można zobaczyć prace z lat 40-stych, ukazujące znakomite „akademickie” portrety, pejzaże czy martwe natury. W kolejnej sali pojawiają się inspiracje kubizmem oraz socrealizmem. Byłem zachwycony warsztatem malarskim Fangora i tą – nieznaną mi wcześniej – kartą twórczości tego artysty.
Pierwsze piętro natomiast poświęcone zostało abstrakcjom…
Zanim jednak je zobaczyliśmy obejrzeliśmy dwa znakomite wywiady z tym niezwykłym twórcą. Jeden, półtorej godziny, z 2012 roku, który przeprowadził ze swoim tatą syn Roman. Wojciech Fangor opowiada w nim o swoich inspiracjach astronomią. W swojej posiadłości pod New Jersey wybudował bowiem obserwatorium astronomiczne z 15 calowym, kilkumetrowym teleskopem. Tam obserwował kształty i kolory wszechświata, a swoje obserwacje przenosił następnie na płótna. W wywiadzie powiedział: „Astronomia wpłynęła na mój rozwój malarski (…), byłem miłośnikiem astronomii, ale poetycko-wizualnej, a nie naukowej (…), nie byłem astronomem, a byłem malarzem astronomicznym”.
To wszystko prawda. Jego malarstwo to „KOSMOS”! Na pierwszym piętrze przenieśliśmy się do innego wymiaru rzeczywistości. Hipnotyzujące, ruszające się przy dłuższym przyglądaniu się koła i fale, w przeróżnej kolorystyce, powodowały wrażenie obserwacji gwiazd, planet i galaktyk.
Spędziliśmy w pałacu 3 godziny, ze wszystkich stron obserwując te nadzwyczajne obrazy: od tych mniejszych formatów, do tych ogromnych – sześciometrowych! Przeżywaliśmy je z oddali, z bliska, z prawa i lewa, a nawet pod leżąc nimi. To było najbardziej niezwykłe doznanie jakie kiedykolwiek doświadczyłem w muzeum.
Pracujące tam przesympatyczne Panie, obsługujące cały przybytek, podchodziły do nas widząc nasze zatracanie się w malarstwie Fangora. Chciały po prostu porozmawiać i dowiedzieć się coś więcej o naszych wrażeniach. Same też niezwykle ciekawie analizowały twórczość artysty. Szczególnie ważne rozmowy odbyliśmy z Panią Jolką, która na koniec powiedziała, że nigdy nas nie zapomni. My Pani także nie zapomnimy Szanowna Pani Jolko!
W tym miejscu z całego serca chciałem pogratulować Panu kustoszowi tak fantastycznej aranżacji wystawy i pomysłu uczczenia rocznicy 100-lecia urodzin Wojciecha Fangora, które to miały miejsce dokładnie 15 listopada 2022 roku.
Podsumowując twórczość i rozwój twórczy naszego najsławniejszego współczesnego malarza – jedynego polskiego artysty mającego swoją indywidualną wystawę w prestiżowym Muzeum Guggencheima – odważę się powiedzieć, że: „Wojciech Fangor to polski Picasso”!
Na drugi dzień – zmieniając nieco plany – postanowiliśmy ponownie pojechać do Pałacu Opatów. Chcieliśmy jeszcze raz utwierdzić się w naszych wczorajszych odczuciach. Spędziliśmy z Fangorem kolejne 4 godziny, przy okazji uczestnicząc w cudownym koncercie organowym w Archikatedrze Oliwskiej, mieszczącej się tuż obok pałacu.
Dla tych z Państwa, którym jeszcze nie udało się zobaczyć wystawy przekazuję informację, że będzie ona trwać do 8 lutego, a może i do końca tegoż miesiąca, bo zainteresowanie jest ogromne. Każdy, kto czuje i nie czuje sztuki malarstwa współczesnego powinien ją zobaczyć. Bo bywać trzeba i oglądać należy. Tylko wtedy „mamy o czym rozmawiać”!
Następnie pojechaliśmy do Sopotu, do Państwowej Galerii Sztuki, na wystawę Teresy Pągowskiej. To znakomita malarka. Kuratorzy zebrali jej najlepsze dzieła, głównie pochodzące z kolekcji rodziny Staraków. Również polecam uwadze tę wystawę.
Odwiedziliśmy także Sopocki Dom Aukcyjny na Monciaku, jeden z moich ulubionych domów aukcyjnych. Często w nim bywam, jednak nie w Sopocie, a w ich filii na warszawskim Nowym Świecie. Jak zwykle przywitała nas tam przesympatyczna obsługa i zobaczyliśmy znakomite przedaukcyjne dzieła sztuki dawnej.
Kulturalnie uduchowieni powróciliśmy do Warszawy.
W „stolicy naszego mocarstwa” (jak zawsze mawia nasz kochany Mistrz Wiesław Ochman) kontynuowaliśmy życie ze sztuką. Tym razem wirtualną. W tym bowiem kierunku zaczyna zmierzać inwestowanie i kolekcjonowanie malarstwa. Daniel otrzymał zaproszenie od swoich przyjaciół na VIP-owską debatę o sztuce NFT, na 50 piętrze najdroższego wieżowca polski „Złota 44”. Zorganizowała ją firma Diamondscraft. Znawcy tematu przekonywali nas, że to przyszłość świata sztuki i znakomita inwestycja kapitału.
Przyznam się Państwu, że osobiście nie czuję tej inicjatywy, gdyż nie wyobrażam sobie posiadać dzieło wirtualne, jedynie jego numer, a nie fizyczną pracę. Kocham jednak próbować świat, nawet ten, którego nie rozumiem. Postanowiłem więc zainwestować w ten projekt. Jeśli – tak jak mówią specjaliści w tej dziedzinie – można zarobić na tym ogromne pieniądze, to trudno… najwyżej zostanę milionerem… a jak nie (w co bardziej wierzę!) pozostanę ciągle biednym pasjonatem sztuki malarskiej. Jednak jeśli nie spróbuję to się nie przekonam.
Szybko zebraliśmy się ze Złotej, aby zdążyć na Warszawskie Targi Sztuki, na dzień przed ich oficjalnym otwarciem. Pokaz dzieł prezentowały na nich, jak co roku, domy aukcyjne i galerie z całej Polski. Pawilony były bardzo zróżnicowane, zobaczyliśmy zarówno dzieła kiczowate, jak i te klasy światowej. Szczególne ważenie zrobiły na mnie pawilony: ArtRytel, Rempexu, Artinfo i Galerii van Rij.
Po targach szybko udaliśmy się do Hali Koszyki, aby zdążyć jeszcze na końcówkę przyjęcia po debacie na Złotej 44. Tam organizatorzy tegoż wydarzenia wynajęli całe piętro, abyśmy mogli w spokoju podyskutować o sztuce NFT i lepiej się poznać ze wszystkimi gośćmi.
Następnego dnia zaproponowałem Danielowi – w ramach kontynuacji urodzin – wyjazd do Filharmonii Krakowskiej na finał Międzynarodowego Konkursu Operetkowo-Musicalowego z udziałem Mistrza Wiesława Ochmana. O godzinie 10:00 wyjechaliśmy z Warszawy po drodze odwiedzając jeszcze Radom i tamtejsze Muzeum im. Jacka Malczewskiego. Tam znajduje się największa na świecie kolekcja twórczości naszego najwybitniejszego symbolisty. Przy okazji odbywały się tam świetne czasowe wystawy twórców XX wieku i krakowskiej Grupy „Dziesięciu”. Grupa ta powstała w 1931 roku z inicjatywy ubóstwianego przeze mnie malarza Teodora Grotta, który wraz z Marcinem Samlickim, Wlastimilem Hofmanem, Alfonsem Karpińskim i Stanisławem Popławskim postanowił zorganizować wystawę swoich prac. Do współpracy zaprosił także pięciu innych zaprzyjaźnionych malarzy: Kazimierza Chmurskiego, Eugeniusza Gepperta, Zbigniewa Pronaszko i Czesława Rzepińskiego. Stąd wzięła się nazwa tejże grupy.
W tym miejscu chciałbym wystosować pewien apel do kuratorów, nie tylko tej wystawy, ale wielu innych w Polsce… Kochani, proszę, umieszczajcie informacje o przyszłych wystawach czasowych na swoich stronach internetowych i w mediach społecznościowych. Dzięki takim informacją będziecie mogli pozyskać najlepsze dzieła danych malarzy. Dużo lepsze niż te, które chociażby widziałem na wystawie Grupy „Dziesięciu”. Znam bowiem wiele polskich prywatnych kolekcji i tam są skarby, a właściciele tych kolekcji byliby z pewnością chętni wypożyczyć Wam swoje obiekty. Zanim jednak do tego dojdzie muszą po prostu wiedzieć wcześniej, że ich potrzebujecie.
15 minut samochodem od Radomia mieści się stolica polskiej rzeźby czyli Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Piękny park udekorowany jest dziełami najważniejszych polskich rzeźbiarzy. Zbudowano tam również robiące wrażenie pawilony, w których także jest się czym zachwycać.
Zanim jednak do Orońska dojechaliśmy postanowiliśmy złożyć hołd Marii Fołtyn – wielkiej polskiej śpiewaczce, reżyserce i najwybitniejszej propagatorce twórczości Stanisława Moniuszki – Ojca Polskiej Opery Narodowej. Przed Szkołą Muzyczną im. Oskara Kolberga w Radomiu stoi bowiem rzeźba z wizerunkiem artystki w roli Halki. Co ciekawe… Maria Fołtyn w testamencie przekazała tejże szkole swoje Warszawskie mieszkanie. Uzyskaną z jego sprzedaży kwotę, szkoła wykorzystała na zakup instrumentów muzycznych i doposażenie sal lekcyjnych. Zakupiono 12 pianin i 6 fortepianów gabinetowych.
Z Radomia i Orońska jechaliśmy już prosto do Filharmonii Krakowskiej. Tam odbywała się niezwykle ważna inicjatywa, którą wymyśliła i zrealizowała Ewa Warta-Śmietana, a jest nią Międzynarodowy Konkurs Operetkowo-Musicalowy pod honorowym patronatem Mistrza Wiesława Ochmana.
Poziom artystyczny był znakomity. Wszyscy laureaci posiadali bardzo dobrą technikę wokalną. Jednak u niektórych zabrakło mi tego, co zawsze dla mnie jest najważniejsze, czyli artyzmu. W związku z tym pogratuluję tym śpiewakom, którzy pięknie połączyli te dwa ważne dla mnie aspekty, a byli nimi: Paulina Glinka, Sylwia Gorajek, Sylwia Frączek i Karolina Janczarek-Czarnecka. Trzymajcie tak dalej!
To wydarzenie miało jednak mankamenty natury organizacyjno-technicznej. Po pierwsze… wszyscy artyści śpiewali do mikrofonów z nagłośnieniem tak mocnym, że nie słyszałem własnych myśli. Gdybym chciał posłuchać muzyki z głośników to nie jechałbym 300 kilometrów, tylko usiadłbym wygodnie w swoim ulubionym domowym fotelu i tam puścił sobie muzykę z „patefonu”.
Po drugie… w trakcie koncertu, co chwilę coś nie grało. Mylono kolejność wykonań, artyści nie wiedzieli kiedy wchodzić na scenę, włączano nie te mikroporty i zamiast artysty na estradzie słychać było tego rozśpiewującego się za kulisami. Ale już mniejsza z tym…
Na tenże koncert pojechałem przecież przede wszystkim dla jednej postaci…
Mistrz nad Mistrzami, światowej sławy tenor Wiesław Ochman, jak zwykle przeniósł poziom koncertu na inny lewel, na poziom niedościgniony, nieosiągalny. Mistrz jako jedyny nie śpiewał do mikrofonu i swoim potężnym wolumenem głosu przebił się ponad nagłośnioną orkiestrę. Ten wielki tenor w tym roku obchodzi swoje 85. urodziny i pokazał młodym jak śpiewać należy. Poprowadził także cały koncert, rozbawiając publiczność nadzwyczajnymi historiami, które w swoim bogatym życiu artystycznym i towarzyskim przeżył. Wiesław Ochman to fenomen, którego póki możemy wszędzie zapraszajmy i nasycajmy się jego anielskim głosem oraz ogromną wiedzą!
Na widowni zasiedli artyści i melomani z całej Polski. Cudownie było spotkać się z Ewą Lang-Piotrowską znakomitą prawniczką i imponującą w aktywność melomanką. Spotkałem się także z cudownymi miłośnikami sztuki operowej małżeństwem Barbarą i Jackiem Kitowskimi. Na koncert przybył także znakomity polski tenor, a obecnie przewodniczący Sekcji Teatrów Muzycznym przy ZASP Sylwester Kostecki. Przybyła również Barbara Żychoniuk – prywatna charakteryzatorka Mistrza, a także sopranistka Katarzyna Bochyńska-Wojdył, która jako pierwsza w historii napisała pracę magisterską o Mistrzu Wiesławie Ochmanie, a była wraz ze swoją córką Natalią – najwierniejszą fanką wnuka Mistrza, Krystiana Ochmana. Krystian także zaśpiewał i porwał publiczność swoimi słynnymi hitami z „Prometeuszem” na czele oraz duetem zaśpiewanym wraz ze swoim dziadkiem.
Po koncercie zostaliśmy zaproszeni na kolacje do willi rodziny Mistrza, Państwa Okasany i Tomasza Lubowieckich. Przy kolacyjnym stole słuchaliśmy głównie mojego ukochanego Wujka Wiesia i jego niezwykłych historii i refleksji dotyczących opery, malarstwa oraz wspomnień o najwybitniejszych artystach reprezentujących te dziedziny sztuki, z którymi się przyjaźnił.
Następny dzień rozpoczęliśmy od przeglądania dzieła Anny Sobol-Wejman u Państwa Lubowieckich, a następnie wyruszyliśmy „na miasto”, zabierając ze sobą w tour po krakowskich galeriach i domach aukcyjnych Krystiana Ochmana i jego przesympatyczną partnerkę Karolinę Kopyrską. Być może ta podróż będzie dla nich początkiem rozpoczęcia kolekcjonowania obrazów, bo od jednego dzieła już się zaczęło…
Po obiedzie wyruszyliśmy z Danielem samochodem w kierunku „stolicy naszego mocarstwa”, obładowani od opon po dach bukietami i koszami kwiatów, które otrzymał Wiesław Ochman od wielbiącej Mistrza publiczności. Wujek każdy kwiat od zawsze podarowywał swojej ukochanej żonie Krystynie Ochman, a ja z wielką radością od lat woziłem je z różnych zakątków Polski do ich domu, właśnie dla mojej ukochanej Cioci Krysi. Tym bardziej przeszyła mnie wiadomość o śmierci Cioci, parę dni po tym, jak przywiozłem dla niej ostatnie kwiaty.
Całą drogę powrotną z Krakowa, wzruszeni pięknem naszych tygodniowych przeżyć omawialiśmy z Danielem każdy moment urodzinowych dni.
Państwa natomiast zachęcam do przybywania na koncerty z udziałem Wiesława Ochmana, gdyż każde napisane przeze mnie słowo jest płytkie, w porównaniu z wrażeniami jakie przeżywa się będąc osobiście na Mistrza występach. Polecam także – jeszcze raz – wystawę Wojciecha Fangora w Gdańsku i sopocką wystawę Teresy Pągowskiej. Ja dzięki tym wystawom pokochałem twórczość tych niezwykłych polskich artystów. Mam nadzieję, że Państwo pokochają ich także!