Artystyczny weekend w Trójmieście i okolicach
Głównym celem mojej wyprawy do Trójmiasta był największy polski festiwal operowo-muzyczny NDI Sopot Classic.
Danuta Grochowska – od tej postaci muszę zacząć swoją opowieść.
Bez tej wybitnej menedżerki festiwal NDI Sopot Classic nie miałby racji bytu. Jest cenioną w Polsce działaczką kulturalna. Poznaliśmy się wiele lat temu jeszcze w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Ja byłem artystą baletu, a Danusia przyjeżdżała do Teatru, aby nadzorować spektakle operowe, które współtworzyła jako asystentka reżysera. Już wtedy robiło na wszystkich wrażenie jej niesamowite zaangażowanie w tworzenie przedstawień. Była niezwykle precyzyjna. Pod jej okiem każdy element spektaklu musiał być dopracowany. Od wielkogabarytowych scenografii do nawet najmniejszych kresek czy cieni pod oczami w charakteryzacji postaci – których nikt tak prawdę z widowni by nie zauważył na tej największej scenie operowej świata. Jednak Danuta Grochowska wiedziała, że wartość spektakli i każdego wydarzenia artystycznego, składa się z najmniejszych szczegółów.
Jej pracowitość i profesjonalizm został na szczęście zauważony i doceniony. Otrzymała szybko stanowisko zastępcy dyrektora Opery Bałtyckiej i już z Pomorzem związała swoje życie i karierę w świecie kultury. Obecnie pracuje w Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot. To właśnie ta instytucja organizuje NDI Sopot Classic, a Danuta Grochowska jest koordynatorem tego ogromnego przedsięwzięcia. Natomiast sponsorem tytularnym jest Grupa NDI – polska firma obecna na rynku od 30 lat, a operująca następującymi obszarami: budownictwem, nieruchomościami, energetyką/gazownictwem, inwestycjami/partnerstwem publiczno-prywatnym. Na jej czele stoi Małgorzata Winiarek-Gajewska – Prezes Zarządu. JAK TO PIĘKNIE, GDY BIZNES IDZIE W PARZE ZE SZTUKĄ! Dziękuję w imieniu świata artystycznego, Pani Prezes, za nadzwyczajne wspieranie kultury. Jednocześnie mam wewnętrzne pragnienia, aby wszyscy polscy biznesmeni chcieli barć czynny udział we wspieraniu świata sztuki, który ostatnimi czasy ledwo dyszy. Na szczęście mamy co raz więcej takowych wyjątkowych biznesmenów!
To mój czwarty NDI Sopot Classic, a w tym roku odbyła się jego 12. edycja. Nie mogłem zobaczyć tegorocznych dwóch pierwszych wydarzeń czyli: gali otwarcia z muzyką latynoamerykańską oraz „Koncertu Muzyki Polskiej”. Jednak była na nich moja rodzina oraz przyjaciele, którzy szczególnie zachwycali się fenomenalnym gitarzystą kieleckiego pochodzenia Marcinem Patrzałkiem – zwycięzcą dwóch dużych europejskich talent show: w Polsce i Włoszech oraz półfinalistą „America’s Got Talent”.
Ja jednak opowiem o tym, co zobaczyłem…
Przyznam się Państwu w tajemnicy – licząc na dyskrecję! – że najmniej ze wszystkich wokalnych głosów operowych lubię kontratenorów. Wybrałem się jednak na koncert obecnie najmodniejszego kontratenora na świecie Jakuba Józefa Orlińskiego. Miał wystąpić w repertuarze barokowym, którego prawie wcale nie znałem. Moja miłość do muzyki klasycznej i opery oraz wiedza, na której się najmocniej skupiam, rozpoczyna się od końca baroku czyli od śmierci Jana Sebastiana Bacha w roku 1750, albo mówiąc jeszcze bardziej precyzyjnie… moje zainteresowanie sięga od roku 1756 kiedy to narodził się Wolfgang Amadeusz Mozart.
Jechałem więc na to wydarzenie do kościoła Gwiazda Morza w Sopocie z dość sporym pesymizmem. Ale cóż, taka rola miłośnika sztuki, że po wielu latach funkcjonowanie w świecie kultury, obejrzawszy setki, a raczej tysiące wydarzeń artystycznych, mniej więcej wiem, czego mogę się spodziewać…
…NIC BARDZIEJ MYLNEGO!
Obejrzałem bowiem jeden z najpiękniejszych koncertów mojego życia!
Jakub Józef Orliński to fenomenem. To anioł na ziemi! Jest artystą posiadającym głos męski jedynie operujący wysokimi wolumenami. Nie zniewieściały, czy damsko-sopranowy, a mówiąc bardziej fachowo… nie falsetowy – jak to w znacznej mierze u kontratenorów bywa.
Panuje nad nim, jak tenor czy sopran nad swoim. To opanowanie wyróżnia się szczególnie w pianach, które różnią się od falsetu tym, że z dźwięku falsetowego nie można „wyjść dalej”. Jest niekontrolowany. Śpiewak musi zrobić więc po nim przerwę w wydobywaniu dźwięku z aparatu głosowego. Piano, czy kontratenorowy wysoki głos, ten prawdziwy, polega na umiejętności dalszego prowadzenia frazy muzycznej, bez potrzeby robienia przerwy, czy brania dodatkowego oddechu.
To wszystko miał Jakub Józef Orliński. Poza tym to człowiek, który urodził się na scenę. Nie pamiętam tak swobodnego śpiewaka na estradzie. Jego fenomenalna, naturalna, a jednocześnie wypracowana mimika twarzy, na której widać ogromne zrozumienie treści arii, piorunują widza!
Jest też niesłychanie przystojny. Ma piękną sylwetkę: jest szczupły, wysportowany, po prostu zjawiskowo zadbany. Tak powinni dziś wyglądać artyści! Ma także nieprzytomnie zaraźliwy uśmiech, który udziela się wszystkim, nawet mężczyznom! Mówię to na swoim przykładzie. Jednakże, przede wszystkim obserwowałem, jak reagują na Orlińskiego Panie… Pozwólcie jednak Państwo, że to przemilczę, bo moja opowieść może przerodzić się w relację nie artystyczną, a erotyczną!
Mówiąc już całkowicie poważnie… Takich śpiewaków w dzisiejszej dobie chce podziwiać publiczność. Po pandemii widzę ogromne zaniedbanie swoimi posturami przez artystów. Niektórzy przytyli potwornie, a przed pandemią wyglądali, jak bogowie na ziemi. Proszę zabierzcie się za siebie mocno. Jednak abyście nie myśleli, że potrafię tylko zwracać uwagę Wam, to wiedzcie, że te słowa kieruję również do siebie!
Jakub Józef Orliński miał też swój debiut, gdyż grał po raz pierwszy na gitarze. Ograł ten instrument zachwycająco, czym ogromnie rozbawił publiczność. A propos instrumentów… Przez cały koncert Jakubowi towarzyszyła orkiestra Il Giardino d’Amore. Jej założycielem i kierownikiem muzycznym jest skrzypek Stefan Plewniak.
Stefan Plewniak to wirtuoz skrzypiec. Jego swoboda gry zachwyca. Jest po stokroć zatracony w dźwiękach, które wydobywa ze swoich barokowych skrzypiec. Jego zamaszystość ruchów była naprawdę wirtuozowska, a co najbardziej niezwykłe, w tej zamaszystości zawsze trafiał czysto w dźwięki. Byłem oszołomiony tym wspaniałym skrzypkiem. Koncert oparty był li wyłącznie na repertuarze dwóch barokowych kompozytorów: Niccolò Paganiniego i Georga Friedricha Händel`a. Ten pierwszy, który był jednym z najwybitniejszych mistrzów skrzypiec wszystkich czasów, ma w Polsce takiego, z którego w niebiosach może dumny być!
Czym najbardziej jednak Stefan Plewniak mnie zaskoczył? Po raz pierwszy w swojej karierze zagrał na najpiękniejszym instrumencie jaki słyszałem, na Violi d’amore. To skrzypce o pogrubionym pudle rezonansowym z siedmioma strunami. Mają dźwięk niezwykły. Tak piękny, że nie potrafiąc określić go fachowo, pozwolę odnieść się do Państwa wyobraźni, takimi oto przymiotnikami: landrynkowy, bombonierkowy, puchowy, aksamitny, romantyczny, delikatnie miłosny, czuły… Dziękuję Panie Stefanie, że mogłem ten instrument nareszcie usłyszeć na żywo.
W Łęgowie, pięknej miejscowości leżącej ok. 25 km od Gdańska, sąsiadującą z Pruszczem Gdańskim, gościł mnie mój przyszywany wujek Wiesław Krytowski. Trzymał mnie na rękach, gdy jako dwulatek uczestniczyłem w kameralnym ślubie swoich rodziców. Od tamtego czasu się nie widzieliśmy. Wujek i Jego niezwykle gościnna rodzina zaopiekowali się mną tak pięknie, jakbym był co najmniej Wiesławem Ochmanem, a nie Oskarem Świtałą. O Mistrzu notabene rozmawialiśmy nieustannie, jak i o Jego wnuczku, Krystianie, w którym zakochana jest najmłodsza córka Wujka – Wiktoria. Chyba muszę zostać ich prywatnym swatem, a co z tego wyjdzie… zobaczymy!
Wykorzystałem gościnność Wujka, który zawiózł mnie do Sopockiego Domu Aukcyjnego, mieszczącego się na „Monciaku”. Od dawna chciałem zawitać do „siedziby matki” tego lubianego przeze mnie Domu Aukcyjnego. Często odwiedzam ich filię na Nowym Świecie w Warszawie. Zawsze ciepło jestem tam witany przez cudowne marszandki: Iwonę Kozicką i Ewę Tokarzewską. Wybraliśmy się także do Sopockiej Galerii Sztuki. Mają tam znakomitą ofertę malarstwa współczesnego, głównie tak popularnego teraz Realizmu Magicznego!
Dzisiaj Wujek poprzez obowiązki domowe, zawodowe i opiekę nad liczną rodziną zaniedbał uczestnictwo w wydarzeniach kulturalnych, które całym sobą kocha. Mam nadzieję drogi Wujku, że od mojej wizyty, wraz ze swoją cudowną córką Wiktorią, równie pięknie patrzącą na świat wysokiej kultury, będziecie już regularnie uczestniczyć w tym wyjątkowym świecie, jakim właśnie świat sztuki jest!
Na finał festiwalu Ndi Sopot Classic odbył się recital amerykańskiej sopranistki o korzeniach czesko-duńskich Sondry Radvanovsky. Okrzyknięta jest najwybitniejszą wykonawczynią oper Verdiego! To część prawdy… według mojej opinie jest też najwybitniejszą wykonawczynią oper Pucciniego, a także wszelakich innych kompozytorów! Udowodniła to podczas piątkowego recitalu.
Artystki o tak pełnym głosie, zarówno w dołach, górach i średnicach oraz o tak głębokim oddechu, obecnie na świecie nie ma. Jej płuca nie mają granic powietrza! Jak stuningowany samochód w podtlenek azotu. Kończy się paliwo, a on jeszcze potrafi wystrzelić! Niekończące się fermaty Sondry Radvanovsky tylko to potwierdzają. Widz już ledwo oddycha, gdy próbuje w myślach z artystką utrzymać dźwięk, a Sondra jeszcze go trzyma, trzyma i trzyma, a na koniec wyprowadza z niego jeszcze piękne forte! To coś czego bardzo często brakuje dzisiejszym światowej sławy śpiewakom, a co miała „stara ekipa”. Ekipa – według mnie – „Złotego Wieku Opery” czyli lat 45-90. To artyści tacy jak, kochani przeze mnie: Maria Callas, Gena Dimitrova, Franco Corelli, Mario del Monaco, Wiesław Ochman, Placido Domingo, Luciano Pavarotti, itd. itp. Były to postacie, które miały nie płuca, a wielkie zbiorniki powietrzne! Potrafili na jednym oddechu zaśpiewać „pół arii”! Dlatego właśnie stawali się legendami. Podczas śpiewania brali oddech w tak nieoczywistych miejscach, że każda aria była zaskoczeniem dla słuchacza. Nie brali oddechu tam, gdzie kończy się takt, jak to robią dzisiejsi artyści. Nazywani przeze mnie „taktomierzami”! Wszyscy dzisiejsi są podobni, równi, oczywiście pięknie śpiewający, lecz nie zjawiskowo. Największą winę ponoszą tu jednak dyrygenci, którzy nie pozwalają artystom na popisy wokalne, nawet jak śpiewacy tego chcą. Obserwuje to bardzo często. Ograniczają ich indywidualność. Są największymi szkodnikami wielkości śpiewaczej obecnej doby.
Na szczęście nie wszyscy, co udowodnił podczas tego recitalu dyrektor festiwalu NDI Sopot Classic Wojciech Rajski. Znakomity dyrygent, który dostosowywał znakomitą orkiestrę do możliwości Sondry Radvanovsky, a nie odwrotnie.
Te wszystkie dawne cechy złotego wieku opery ma Sondra Radvanovsky. Śpiewa nieoczywiście. Śpiewa zaskakująco. Śpiewa nieprzewidywalnie. To wszystko powoduje, że aria jest zinterpretowana tak, jak wcześniej nie słyszał nikt.
Artystka wykonała arie z oper Verdiego, Pucciniego, Dvoraka i Cilei. Na stojąco otrzymała brawa od 5 tysięcznej publiczności, która wypełniła całą Operę Leśną, po arii „Visi d`arte, visi d`amore”, pochodzącej oczywiście z „Toski” Pucciniego, którą na koniec zabisowała. Podczas tej arii robiła cuda we frazowaniu! Tam właśnie były te fermaty, jak z armaty, o których pisałem powyżej.
Po koncercie pojechałem w odwiedziny do mojej kochanej cioci Małgorzaty Jóźwiak (kuzynki mojej mamy) oraz wujka Piotra Jóźwiaka. Mają piękne mieszkanie w „sypialni Gdańska” – w dzielnicy Ujeścisko. Rozmowy były jak zwykle z nimi niezwykle refleksyjne. To bardzo światowi ludzie, dużo podróżujący i dzięki temu mądrze i otwarcie patrzący na życie. Nie tak jak pewni ludzie, którzy nie mają konta bankowego, nie bywają w sklepie na zakupach, nie zobaczyli wiele więcej niż trasę z domu do pracy i kupują w dzisiejszym czasie euro po 3 złote, a chcący mówić nam, jak żyć i jak świat wyglądać ma!
Tak oto minął mi na pięknych melodiach życia artystycznego czas w Trójmieście. Miejscu na ziemi, do którego wracam co roku z celem przeżycia fantastycznych chwil na festiwalu NDI Sopot Classic. Do tej pory się nie zawiodłem!
I jeszcze raz… dziękuję Danusiu za wszystko to, co dla sztuki Sopotu robisz! Ściskam Ciebie i Twojego ukulturalnionego psa Melę, który uczestniczy we wszystkich wydarzeniach artystycznych… podobnie jak kiedyś mój Nadir, przed tym, zanim został uprowadzony i rozkochany przez moich cudownych Rodziców!
Polecam wszystkim NDI Sopot Classic! Do zobaczenia na nim za rok!