Kristóf Szabó – Zjawiskowe „Tchnienie” polskiego baletu
24 października 2018 roku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, po paru latach przerwy, wznowiono balet dyrektora Polskiego Baletu Narodowego Krzysztofa Pastora pt. „I przejdą deszcze…”.
Od prapremiery, która odbyła się 27 marca 2011 roku, po raz pierwszy miałem możliwość obejrzeć ten spektakl w roli widza. 7 lat temu jeszcze jako tancerz uczestniczyłem w pierwszych wystawieniach tego dzieła. To wspaniałe doświadczenie móc uzupełnić swoje wrażenia, siedząc po drugiej stronie kurtyny. A moje wrażenia są nad wyraz pozytywne, szczególnie dzięki spełnieniu pewnego osobistego marzenia, do którego przejdę w ostatniej części tego tekstu. Jednak najpierw o spektaklu…
DRAMATURGIA
Znakomitą dramaturgię spektaklu stworzył doktor habilitowany nauk humanistycznych w dziedzinie nauk o polityce Daniel Przastek. Główną inspiracją dla dramaturga był wiersz Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pt.: „Deszcze„. Daniel Przastek sprawnie wplótł nastroje ludzkie i polityczne czasów zaborów w treść sztuki baletowej.
SPEKTAKL
Przybywając na balet „I przejdą deszcze…” należy się specjalnie „nastroić”. Spektakl ten jest ciężki, smutny i przejmujący w charakterze, gdyż porusza trudny temat holokaustu na ziemiach polskich, lecz pomimo to potrafi wzbudzić pozytywne odczucia. Po obejrzeniu baletu Krzysztofa Pastora z pewnością nie będziemy szczęśliwie uniesieni, nie będziemy tryskać entuzjazmem do świata, lecz będziemy niezwykle uspokojeni, zamyśleni, a nasza głowa pełna będzie wartościowych refleksji.
Na wysoką wartość spektaklu wpływają: ciemna lecz zjawiskowo przestrzenna scenografia, skromne lecz estetyczne i symboliczne kostiumy, proste kolorystycznie lecz budujące odpowiedni nastrój oświetlenie, a także ciekawe oraz poruszające projekcje i efekty specjalne, aż w końcu genialna muzyka Henryka Mikołaja Góreckiego.
Moje pozytywne odczucia są spowodowane znakomitą jakością wykonania każdego z wyżej wymienionych elementów przedstawienia, jednak nad wszystkim góruje wysoki poziom tańca artystów Polskiego Baletu Narodowego.
CHOREOGRAFIA
Krzysztof Pastor swoim baletem „I przejdą deszcze…” po raz kolejny udowadnia, że jest choreografem światowego formatu. Całą treść spektaklu zaprezentował w sposób klarowny, a niejednokrotnie wzruszający, posługując się li wyłącznie ruchem pozbawionym gestów, w pustej przestrzeni, bez użycia rekwizytów.
Zachwycały mnie poruszające duety, przeszywające sceny zbiorowe i wyraziście poprowadzone partie solistyczne. Spektakl ma wiele znakomitych momentów, jak chociażby: duet na tle wyświetlonych płomieni przenikających również ciała tancerzy, symbolizujących nazistowską rzeź w obozach zagłady, czy scena ukazująca życie po dwóch stronach murów getta, gdzie po jednej stronie radośnie bawią się zaborcy, a po drugiej widać ludzkie cierpienie, a także scena finałowa, gdzie solista nazwany Tchnieniem porusza się w ścianie deszczu, symbolizującego chęć zmycia wszystkich tragicznych zaszłości polskiej historii.
ZESPÓŁ PBN
Tancerze Polskiego Baletu Narodowego wprost perfekcyjnie wykonali wszystkie, momentami niełatwe, zadania. Zespół zatańczył bardzo równo i świetnie technicznie. Na szczególne wyróżnienie zasługują: Ana Kipschidze jako Pierwsza, Yuka Ebihara i Paweł Koncewoj jako Para Naszych oraz młoda koryfejka PBN Anna Czeszejko, która nie kreowała żadnej roli, a jedynie towarzyszyła przez moment postaci Tchnienia. To jednak wystarczyło tej młodej artystce, aby swoją osobowością sceniczną zbudować nadzwyczajny nastrój, który spowodował, że jej występ zapamiętuje się na długo. A poza tym posiada bardzo dobre warunki techniczne oraz idealne dla tancerki proporcje ciała.
PODSUMOWANIE
Podczas wieczoru w Operze Narodowej zasmucił mnie jedynie fakt małej frekwencji na widowni. Może to wina niezachęcającego tytułu, który nic nie mówi przeciętnemu widzowi oraz fakt, że pomimo swojego geniuszu nazwisko Henryka Mikołaja Góreckiego nie jest powszechnie znane, a jeśli już, to raczej kojarzone jest z muzyką symfoniczną i filharmonią, aniżeli ze spektaklami w repertuarze teatru operowego.
Martwiących mnie przypuszczeń jest jeszcze więcej i być może te niewymienione również wpłynęły na to, że ten niezwykle wartościowy spektakl, pomimo 7 lat przerwy, zagrano w tym sezonie tylko 2 razy przy małej frekwencji na widowni, a w sumie zatańczono go dopiero siedemnasty raz. Dawniej tyle spektakli grano przy pełnej widowni w dwa miesiące po premierze. Dziś o dziwo trudno tego dokonać.
Mam jednak nadzieję, że drogą pantoflową rozniesie się po Polsce, że balet Krzysztofa Pastora „I przejdą deszcze…” to znakomity spektakl dla niemal wszystkich pokoleń od młodzieży i studentów, poprzez osoby w sile wieku, aż po najstarszych obywateli.
Jednak powyższe wrażenia to tylko preludium nawiązujące do osoby, która według mnie przeszła samą siebie podczas środowego przedstawienia…
ZJAWISKOWE TCHNIENIE POLSKIEGO BALETU
Od wielu lat marzyłem zobaczyć polskiego tancerza, który nie jest jedynie baletowym rzemieślnikiem znakomicie wykonującym elementy techniczne, lecz takiego, który swoim występem zbuduje pewną artystyczno-sceniczną magię. Po 28 latach życia w świecie artystycznym, po niemalże 20 latach świadomego oglądania spektakli oraz po 2 latach zajmowania się ich oceną zawodowo, w końcu się doczekałem.
Pierwszoplanową partię Tchnienia w spektaklu „I przejdą deszcze…” wykreował zaledwie 24-letni, urodzony na Węgrzech, lecz od dziecka mieszkający i wykształcony w Polsce, solista Polskiego Baletu Narodowego – Kristóf Szabó. Ten młody tancerz jest zjawiskiem, który łączy pewne pokolenia.
Tancerze w XXI wieku potrafią zachwycać techniką najwyższych lotów i wręcz ekwilibrystycznymi trickami, lecz niestety ich artyzm jest bardzo często na poziomie marionetek, a mówiąc dyplomatycznie… jest po prostu bez większej głębi. Natomiast u tancerzy występujących w wieku XX widać było pewne niedociągnięcia techniczne, lecz zachwycali oni swoją jakością artystyczną, która często prowadziła do całkowitego zatracenia się w kreowanych rolach i przeszywała widza na wskroś. Zdecydowanie bliżej mi do wieku minionego!
Kristóf Szabó kreując partię Tchnienia w balecie „I przejdą deszcze…” scalił te dwa pokolenia artystów w jeden organizm. Jakość swojego tańca zbudował na połączeniu zarówno znakomitej techniki (fantastyczna rozwartość i wykręcenie nóg, wspaniałe podbicie, piękne linie rąk, płynne ruchy i pewny balans ciała) z wyjątkową jakością artystyczną.
Ta jakość artystyczna Kristófa Szabó w interpretacji postaci Tchnienia polegała głównie na umiejętności wchodzenia w rolę całym sobą. Gdy pojawiał się na scenie, czy tylko na niej stał, od razu przyciągał uwagę. Wrażenie robiła jego chęć wyciągnięcia czegoś ponadprzeciętnego z choreografii, a nie tylko chęć poprawnego odtworzenia wyznaczonych zadań. Objawiało się to czymś, czego na żywo nigdy nie widziałem, a mianowicie… przed rozpoczęciem tańca wykonywał pewne westchnienie całego ciała, połączone jakby z wewnętrznym natchnieniem, pojawiające się sekundę przed pierwszym ruchem. Robiło to przeszywające wrażenie i tworzyło poczucie ruchu, który trwa non stop, który nigdy się nie kończy i nie wiadomo kiedy zaczyna. To był artystyczny majstersztyk!
Kristóf Szabó bardzo dobrze różnicował nastroje i emocje. Jednocześnie wszystkie ruchy, a szczególnie te najbardziej delikatne, płynne, czasem przypisywane raczej tancerkom niż tancerzom, wykonywał po prostu po męsku, jak facet, jak prawdziwy tancerz, a nie jak kobietka. Ta zniewieściała maniera jest największą zmorą u dzisiejszych tancerzy płci męskiej, szczególnie tych, o których mawia się, że są „na światowym poziomie”, a na co osobiście już patrzeć nie mogę.
Te wszystkie cechy budują wartość Kristófa Szabó oraz świadczą o pewnej specyficznej intuicji scenicznej, spotykanej tylko u najwybitniejszych tancerzy, a która to potrafi poruszyć nawet najbardziej wymagających widzów – do których osobiście się zaliczam.
Kristófa Szabó miałem możliwość obserwować w Polskim Balecie Narodowym, gdy tylko zaczął stawiać pierwsze kroki jako zawodowy artysta baletu – najpierw siedząc z nim w jednej garderobie oraz ćwicząc podczas prób do spektakli, a obecnie z widowni, już jako Sympatyk Sztuki. Mogę wiec stwierdzić – z pełną odpowiedzialnością – że Kristóf jest nie tylko sympatycznym kolegą, inteligentnym i przyzwoitym człowiekiem, ale również polskim tancerzem na miarę XXI wieku – technicznie wprost urodzonym do baletów neo-klasycznych, mniej do klasycznych, lecz artystycznie do wszystkich.
Kristóf od boga dostał talent, artystyczną duszę, piękne proporcje ciała oraz urodę sceniczną. To jego największe atuty. Gdy tylko będzie wzorował się na swoich kolegach czy poprzednikach, słynących z tytanicznej pracy, jak chociażby Maksim Woitiul czy Andrzej Stasiewicz, to osiągnie wielki sukces.
Tej wspaniałej kariery mu życzę i dziękuję za spełnienie mojego marzenia o zobaczeniu polskiego ARTYSTY z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko baletowego rzemieślnika. Krzysiu, trzymaj tak dalej!
Zdjęcie główne: Ewa Krasucka TW-ON
Piekne i jak zwykle bardzo inteligentne komentarze i propozycje artystychne na najwyzszym poziomie .
Czasem jezyk zawarty w slowach jest zbyt okreslony. Tu znajduje „swiat” duszy i w pieknym wydaniu.
Bez slow , gleboki uklon !!!!