Pouczająca Gala Baletowa w warszawskiej Operze Narodowej – Czyżby czas na refleksje…?
23 lutego odbyła się w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie, dawno niewidziana na tej scenie, wielka Gala Baletowa. Podczas wieczoru zaprezentowali się artyści Polskiego Baletu Narodowego, a także zaproszeni goście – tancerze występujący na deskach najważniejszych scen baletowych świata.
Koncert trwał aż 3,5 godziny, jednak nie sposób było to odczuć. Tego typu gale mają w sobie naturalne tempo, które powoduje, że czas zatrzymuje się w miejscu. Publiczność miała możliwość zobaczyć nie tylko znakomitych tancerzy i porównać poziom jaki prezentują czołowe zespoły świata, ale również ujrzeć przekrój stylów tańca, jakimi posługują się światowi choreografowie: począwszy od modern, poprzez „demi” i „neo” klasykę, skończywszy na czystej technice klasycznej.
PIERWSZE WRAŻENIA
Zanim rozpoczął się koncert można było zauważyć, że publiczności potrzebna jest taka forma sztuki. Widownia została wypełniona do ostatniego miejsca (zdarzały się nawet dostawki) i o dziwo, także loża rządowa była zapełniona prawie po brzegi.
Warszawskich melomanów przywitał pięknie przystrojony orkiestron, który cały był wypełniony ogromnymi koszami pięknych biało-czerwono-różowych kwiatów. Wyglądało to imponująco, jednak świadczyło o tym, że cały koncert będzie wykonywany „do taśmy”.
Był to zdecydowanie największy minus wieczoru. Nie jestem pewien czy nagrania, czy nagłośnienie było słabej jakości – albo i jedno i drugie – lecz ewidentnie w pierwszym utworze, w momentach wejść sekcji dętych, perkusyjnych czy ogólnie basowych, słychać było dudniące, buczące i drżące głośniki. Muzyka była grana zdecydowanie za cicho, a nawet zdarzały się „fałszywe” dźwięki smyczków w Pas de deux z baletu „Satanella„.
Poziom artystów baletu był zróżnicowany. Byli ci rewelacyjni, ci bardzo dobrzy, Ci tylko dobrzy i Ci znacznie odstający od reszty.
ARTYŚCI POLSKIEGO BALETU NARODOWEGO
Koncert otworzyli artyści Polskiego Baletu Narodowego walcem z „Jeziora łabędziego” w choreografii Krzysztofa Pastora, a podczas całego wieczoru zespół prezentował się jeszcze trzykrotnie:
- na zakończenie I części, gdzie tancerze popisali się kunsztem baletowym w chor. ponownie Krzysztofa Pastora czyli „Moving rooms” do muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego;
- na otwarcie II części, gdzie zatańczyli taniec węgierski (czardasza) również z „Jeziora łabędziego” ponownie w chor. Krzysztofa Pastora;
- na zakończenie wieczoru, gdzie wykonali „Bolero” do muzyki Maurice Ravela i ponownie w chor. Krzysztofa Pastora.
Wszystkie te choreografie zespół tańczył fantastycznie. Perfekcyjnie równo, a technicznie znakomicie. Widać tu dużą pracę baletmistrzów:
Na szczególne wyróżnienie zasługują tancerze:
- Eliza Walaszczyk i Paulina Jurkowska – za niezwykle synchroniczny taniec w „Moving rooms„;
- Palina Rusetskaya – za imponujące grand pas de chat na niezwykle wysokim skoku;
- Rinaldo Venuti – za pewne wykonanie solo w walcu z „Jeziora łabędziego„;
- Vadzim Kezik – za świetnie zatańczone solo w „Moving rooms„;
- Shunsuke Mizui – za brawurową solówkę w „Bolerze„.
Wyróżniającymi się solistami reprezentującymi balet Opery Narodowej byli:
- Yuka Ebihara – jedna z najlepszych tancerek w PBN (jeśli nie czołowa pierwsza solistka). Jednak w tym wieczorze miała najmniej wdzięczne partie do zatańczenia: współczesny duet w kiepskiej chor. Roberta Bondary pt.: „Take me with you” i dwa duety w chor. ponownie Krzysztofa Pastora czyli z „Jeziora łabędziego” pt.: „Pożegnanie z Matyldą„(sic! – gdzie w „Jeziorze” jakaś Matylda?) oraz z „Bolera” (którego akurat nie jestem fanem). Jednak wszystko wykonała na najwyższym poziomie;
- Chinara Alizade – wysoka tancerka o ładnych warunkach technicznych. Brawo za Pas de deux ze „Śpiącej królewny” oraz za duet finałowy baletu „Tristan” w chor. ponownie Krzysztofa Pastora;
- Mai Kageyama – dysponuje ładnymi stopami i piękną linią nóg. Wspaniale technicznie zatańczyła Pas de deux z baletu „Satanella”.
- Maria Żuk – tancerka o pięknej linii ciała. Zachwycała całokształtem w duecie z baletu „Chopiniana„;
- Aneta Zbrzeźniak i Paweł Koncewoj – zatańczyli bardzo dobrze duet otwierający „Moving rooms” w chor. ponownie Krzysztofa Pastora, świetnie panując nad powolnymi ruchami i utrzymując wspaniale równowagę we wszystkich trudnych „balansach”, w dodatku znakomicie sobie nawzajem w tym pomagając;
- Carlos Martin Perez – niegdyś zjawiskowy tancerz. Dzisiaj już widać niestety u niego mijające lata świetności. Ale brawo za duet męski (za którymi to w balecie szczerze nie przepadam!) w chor. ponownie Krzysztofa Pastora;
- Dawid Trzensimiech – tancerz o niezwykłych warunkach baletowych – w balecie przyjęło się mawiać, że wręcz kobiecych. Niejedna tancerka może mu pozazdrościć stóp, rozwartości, znakomitego wykręcenia nóg i świetniej techniki. Gdyby jeszcze do tego dodać wyraz artystyczny i interpretację wykonywanych ról i postaci – której u Dawida brakuje – byłoby rewelacyjnie;
- Maksim Woitiul – wspaniały tancerz, jednak podczas tego koncertu mogliśmy przekonać się, że zdecydowanie lepiej czuje się w repertuarze neoklasycznym niż w czystej klasyce. Brawo za „Modlitwę” w chor. ponownie Krzysztofa Pastora, którą „Maks zatańczył na maksa”.
DWIE PERŁY
Od dłuższego czasu obserwuję dwóch młodych tancerzy Polskiego Baletu Narodowego, którzy z występu na występ coraz bardziej mnie zachwycają, a są nimi:
- Kristof Szabo – młodziutki koryfej PBN, ale zaczynający dorównywać swoim kolegom solistom (korekta red. Kristof Szabo jest od 2017r. solistą Polskiego Baletu Narodowego). Zachwyca wspaniałą aparycją i interpretacją wykonywanych ról. Pominę duet w chor. Roberta Bondary i przejdę do solo w „Moving rooms” – mojej ukochanej choreografii Krzysztofa Pastora, jak nie ulubionej ze wszystkich neoklasycznych przeze mnie widzianych – które zatańczył fenomenalnie. Ruchy były długie, wykonane na maksymalnym rozciągnięciu nóg i rąk, a energia jaką prezentował wprost przeszywała. Wspaniale, że polski balet ma taką osobowość.
- Patryk Walczak – z wielką dozą pewności mogę stwierdzić, że rośnie nam czołowy tancerz w Polsce. Jego pewność siebie na scenie jest zauważalna i świadczy o niezwykłej dojrzałości tego młodego solisty. Prezentuje się zjawiskowo – piękna fryzura, znakomite proporcje ciała. Imponująco technicznie wykonał wszystkie skoki (świetne double cabriole), pokazał fantastyczną rozwartość (znakomite grand jete po kole), wspaniale porusza się po scenie, a co dla mnie najważniejsze, tańczy po prostu „jak facet” – nie ma u niego żadnych „kobiecych” manier, które ostatnio za często oglądamy u tancerzy. Znakomicie uruchamia górną część ciała, bo to właśnie ona tańczy, a nogi tylko pracują. Świetnie prezentował się we wszystkich rolach, a szczególnie w – nieznanym mi wcześniej – pięknym Pas de deux z baletu „Satanella” do muzyki Cesare Pugni i chor. Mariusa Petipy. Niestety musi jeszcze mocniej skupić się nad wszystkimi obrotami, gdyż niepewnie kończył piruety i grand piruety oraz nad wyglądem prawej dłoni, która momentami bywa sztywna – lewa super! Oczywiście, wszytko to szybko nadrobi, byle tylko jak najczęściej wychodził na scenę w takim repertuarze, jaki zaprezentował podczas gali. Ale to już nie od niego zależy…
DEBIUT ANETY WIRY
Podczas wieczoru swój debiut w roli konferansjerki, na scenie Opery Narodowej, miała tancerka PBN Aneta Wira. Serdecznie gratuluję debiutu!
Jednak do decydentów miałbym ogromną prośbę, żeby nie kazali przemawiającym tańczyć chwile przed mówieniem, gdyż nikt nie chce słuchać „zdyszanych” konferansjerów. Poza tym, niech sami najpierw spróbują zatańczyć, a potem przemawiać – zobaczą jaki to ogromny wysiłek fizyczny, psychiczny i umysłowy – wystarczy tylko trochę logicznie pomyśleć.
ARTYŚCI GOŚCINNI
Godunova i Khissamutdinov
Pierwszą gościnną parą wieczoru, która zatańczyła Pas de deux z baletu „Giselle” do muz. Adolfa Adama oraz „Carmen” do muz. Rodiona Szczedrina byli: Łotyszka Evelina Godunova (solistka Łotewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu) oraz Kazach Yevgeniy Khissamutdinov (solista Universal Ballet w Seulu).
Między nimi była przepaść.
Khissamutdinov zdecydowanie był najsłabszym technicznie i wyrazowo tancerzem wieczoru. Strasznie masywny i mało umięśniony. Jego nogi w „bitkach” się od siebie nie odrywały, nie dokręcał piruetów, kiepsko pracował rękami. Jednak bardzo dobrze i pewnie partnerował.
Godunova natomiast zjawiskowa. Oczarowała publiczność jak tylko się pojawiła. Miała w sobie niezwykłą charyzmę, największą ze wszystkich artystów podczas całego wieczoru. Była wręcz zatracona w każdej roli. Posiada również wyjątkową umiejętność kontroli każdej części ciała od nóg, poprzez biodra, tułów, ręce aż po opuszki palców, a skończywszy na mimice twarzy. Dawno nie widziałem tak zjawiskowej solistki – bo to nie tylko tancerka, to wielka artystka!
Manni i Coviello
Kolejnymi gośćmi, którzy zatańczyli „Caravaggio” w chor. Mauro Bigonzettiego oraz „Grand Pas Classique” w chor. Victora Gsovskiego byli: Włoszka Nicoletta Manni (pierwsza solistka baletu Teatro alla Scala w Mediolanie) oraz Włoch Claudio Coviello (również pierwszy solista baletu Teatro alla Scala).
Obydwoje niestety bez większej charyzmy, jednak dysponujący bardzo dobrą techniką. Oglądając ich czułem się trochę jak na koncercie szkolnym o bardzo wysokim poziomie technicznym, a nie jak na gali gwiazd baletu. Artystycznie…po prostu byli poprawni.
Manni technicznie zatańczyła bardzo dobrze, mimo dość niefortunnego upadku podczas pierwszej choreografii. Jednak profesjonalizm spowodował, że od razu się „pozbierała” i dokończyła występ. Tę wyjątkową technikę szczególnie widać było w „Grand Pas„, gdzie w sposób zachwycający kręciła na pointach po 3 piruety en dedans, a w kodzie popisała się brawurowym fouettes, w ciekawej kombinacji (z podwójnym fouettes, jednym grand piruetem i dwoma piruetami).
Coviello bardzo dobrze wyglądał na scenie. Od razu w oczy rzucały się dwie rzeczy: jego aparycja i wyjątkowe, jak na tancerza, podbicie. Miał jednak problemy z partnerowaniem, gdyż ewidentnie Manni była dla niego za wysoka i za masywna. Dość kiepsko chodził po scenie, ale technicznie w wariacjach był bardzo pewny, dobrze kręcił toury oraz brawurowo wykonał kombinację entrechat six, co od razu wzbudziło aplauz publiczności.
GWIAZDY NAD GWIAZDAMI
Núñez i Gouneo
Prawdziwymi gwiazdami piątkowej Gali Baletowej byli: Kubańczyk Osiel Gouneo (pierwszy solista Bayerisches Staatsballett w Monachium) oraz Argentynka Marianela Núñez (gwiazda The Royal Ballet w Londynie), którzy na finał drugiej części wieczoru wykonali klasyczne Pas de deux z baletu „Don Kichot„.
Cóż powiedzieć. To już inna liga…
Jak tylko pojawili się na scenie, nikt nie miał wątpliwości, że są wielkimi artystami. Po pierwszym wejściu obydwoje zostali przywitani gromkimi brawami. Jako jedyni tak naprawdę TAŃCZYLI. Ruch u nich się nigdy nie kończył. Trwał jak „czarowny sen”. Pierwszy raz, od niepamiętnych czasów, siedziałem spokojny patrząc na tancerzy. Prezentowali niezwykłą pewność siebie, jednoczenie wykonując ekwilibrystyczne figury baletowe. Ich artyzm przeszywał na wskroś. Każda poza była wystana, każdy piruet zakończony na półpalcach, każda figura do perfekcji zaznaczona, każdy gest coś znaczył, wręcz rozmawiali ruchem z publicznością i sami ze sobą.
Gouneo w wariacjach kręcił po siedem piruetów, za każdym razem kończąc je na półpalcach, wyciągnięty do góry jak struna. Natomiast „himalajami techniki baletowej” należy nazwać wykonane przez niego 5 grand piruetów a la seconde z jednego „forsu”, a wszystko zakończone jeszcze pięcioma piruetami. Skakał miękko, wysoko, pokazując szczyty możliwości baletowych.
Núñez nogi podnosiła i rzucała jak chciała, a jej muzykalność powalała – developpe opuszczała nieskończenie długo, byle tylko nie zakończyć ruchu przed końcem muzyki i przejść w kolejne „pas” – niesamowite! Jej ręce i górna część ciała płynęły w ruchu. Wszystkie pozy kończyła nie tylko stabilnie, ale jeszcze wirtuozowsko podkreślała je gestem głowy i rąk. Była zjawiskowa!
CZAS NA REFLEKSJE…
Artyści PBN zatańczyli technicznie na równi z zaproszonymi gośćmi, a nad niektórymi nawet górowali. Świadczy to o wysokim poziomie, jaki obecnie prezentuje nasz narodowy balet i o tym, że śmiało można zaliczać go do grona liczących się zespołów europejskich.
Jednak po obejrzeniu występu takich tancerzy jak Godunova, Núñez i Gouneo powinna się nasunąć myśl i refleksja w głowach prowadzących zespoły baletowe, że należy skupić się na zadbaniu o wyraz i interpretację artystyczną u swoich podopiecznych, a nie tylko zwracać uwagę na technikę nóg, równe tańczenie, trzymanie idealnego rysunku czy prostych linii…
Po obejrzeniu koncertu utwierdziłem się również w swoim przekonaniu, że obecnie balet światowy „od pasa w dół” poszedł technicznie niewiarygodnie do przodu, jednak „od pasa w górę” mocno wstecz, a takich tancerzy jak Marianela Núñez i Osiel Gouneo ze świecą dzisiaj szukać.
PODSUMOWANIE WIECZORU
W programie wieczoru możemy przeczytać, że Polski Balet Narodowy ma ambicję prezentować nie tylko kunszt taneczny artystów, ale również chce pokazywać swój rodzimy repertuar. Wspaniały pomysł, jednak dlaczego w takim razie – mimo bardzo różnorodnego repertuaru – podczas piątkowej Gali Baletowej tancerze PBN z 12. swoich numerów zatańczyli aż 8 swojego dyrektora? (w tym dwie duże dwudziestominutowe choreografie). Zrobił się z tego raczej koncert „Krzysztof Pastor i jego goście”, ale trzeba przyznać, że dyrektor wybrał najlepsze choreografie w swojej twórczości – i tym się obronił.
Wieczór pomimo moich paru uwag – które wygłaszam w ramach najwyższych grymasów – był niezwykle udany. Wszyscy zatańczyli na poziomie, który potrafi usatysfakcjonować nawet najwybredniejszego widza – jakim chociażby jestem ja.
Podczas powitania na początku koncertu, dyrektor Krzysztof Pastor czytając poinformował wszystkich, że tego typu gale baletowe będą odbywały się rok rocznie. Trzymamy za słowo, bo jak widać po frekwencji na widowni i aplauzach publiczności, krzyczącej z zachwytu prawie po każdym numerze, jest na takie wieczory – po porostu – ogromne zapotrzebowanie.
Recenzja dostępna również na: e-teatr.pl
Fragmenty Gali Baletowej na: vod.teatrwielki.pl
https://www.facebook.com/operanarodowa/videos/10156214316015746/?fref=mentions