Maria Blotko-Kiszka
(ur. 1934)
"BUKIET”, 1988
olej, płótno / 30 x 30 cm;
sygn. p.d.: Maria Błotko 1988;
Cena galeryjna
1 900 zł
O artyście
Jan Styka
Jan Styka – ur. 8 kwietnia 1858 we Lwowie, zm. 28 kwietnia 1925 w Rzymie –
jeden z najwybitniejszych polskich malarzy, uczeń Jana Matejki, twórca ogromnych panoram w tym „Panoramy Racławickiej”.
Malarz i poeta, autor obrazów historycznych, religijnych, portretów i ilustracji do utworów literackich, a przede wszystkim pomysłodawca i współtwórca kilku monumentalnych rozmiarów panoram malarskich, w tym „Panoramy Racławickiej”.
Urodził się 8 kwietnia 1858 roku we Lwowie. Studia malarskie rozpoczął – nie bez trudności finansowych, jako syn dość ubogiego urzędnika czeskiego pochodzenia – na Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu w roku 1877. Od początku interesowało go malarstwo historyczne dotyczące rodzimych dziejów, choć w środowisku wiedeńskich klasyków malował i inne tematy – na akademii wyróżniony został złotym medalem za kompozycję pod tytułem „Odyseusz polujący na dzika”. W stolicy cesarstwa Styka nawiązał znajomość m.in. z Hansem Makartem, święcącym wówczas triumfy austriackim pompatycznym neoklasykiem. Przede wszystkim obracał się jednak w kręgach polonijnych, przyjaźnił się nie tylko z artystami, ale i poetami. Sam także pisywał wiersze, opublikował za życia kilka tomików, choć aktywność poetycka stanowiła zdecydowanie poboczną gałąź jego dorobku.
W 1881 roku wyjechał do Rzymu otrzymawszy Prix de Rome. W stolicy Włoch zwiedzał antyczne ruiny, kościoły i muzea, ale pierwszy obraz, który zaczął tam malować, wyrastał bynajmniej nie z tych wrażeń, a z lektury Słowackiego i przedstawiał Lilię Wenedę prowadzącą ślepego ojca Derwida. Wyraźnie oddziałało za to na jego sztukę spotkanie z Henrykiem Siemiradzkim, z którym malarz się podczas rzymskiego pobytu zaprzyjaźnił. Za jego sprawą w obrazach Styki zaczęły pojawiać się przede wszystkim historyczne kompozycje z czasów wczesnochrześcijańskich.
Jan Styka, „Polonia”, fot. Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Ostatnim przystankiem na edukacyjnej drodze Styki stał się Kraków i spotkanie z kolejnym po Siemiradzkim mistrzem – Janem Matejką. „Był mi najlepszym ojcem, był mi najdroższym nauczycielem”, wspominał Styka autora „Hołdu pruskiego”, w którym widział nie tylko figurę ojcowską, ale i „ascetę natchnionego – Króla-Ducha.” Nauczyciel zdawał się zresztą także mocno do ucznia przywiązany. Obraz „Regina Poloniae” namalował Styka pod okiem Matejki na przekazanym mu przez nauczyciela płótnie pozostałym po malowaniu „Sobieskiego pod Wiedniem”. W grupie postaci u stóp Marii widać w obrazie matejkowskie wpływy, ale ta wczesna praca zdradza i inne źródła inspiracji, przede wszystkim płynące z malarstwa dojrzałego włoskiego renesansu – kompozycja z tronującą Marią bliska jest choćby podobnym przestawieniem pędzla Giovanniego Belliniego.
Jan Styka jako protegowany ówczesnego dyrektora Szkoły Sztuk Pięknych spędził malarz w Krakowie okres od 1882 do 1885 roku. Po ukończeniu przez Stykę studiów Matejko zaoferował mu nawet profesurę, ten jednak zdecydował się spróbować swoich sił na scenie paryskiej. W stolicy Francji zawarł znajomości z kolejnymi polskimi artystami emigrantami, m.in. Józefem Chełmońskim i Teodorem Axentowiczem. Jednocześnie podpatrywał bieżące zjawiska na paryskiej scenie i wzbogacił własny język artystyczny o jeszcze jeden element – rozwijany przez barbizończyków i impresjonistów pleneryzm. Pracując w plenerze spędzał sporo czasu, choć krajobrazowe studia uzupełniał ostatecznie ludzkim sztafażem i anegdotą. Plan podbicia Paryża udał się jednak umiarkowanie. Na Salonach w latach 1886 i 1888 wystawił Styka m.in. obrazy „Regina Poloniae“ i „Spotkanie na via Appia”, które choć zauważane przez prasowych krytyków, nie zyskały nagród i nie przyniosły malarzowi oszałamiającego sukcesu. W 1889 powrócił więc do kraju, przenosząc się początkowo do rodzinnego miasta swojej żony Lucyny Olgiati, Kielc, a następnie osiadając w Lwowie.
We Lwowie powstała „Polonia” – obraz zwiastujący przyszłe najsłynniejsze dzieła tego malarza „umiarkowanego talentu, za to wielkiego rozmachu”, jak określił Stykę Tomasz Fiałkowski na łamach „Tygodnika Powszechnego”. W bombastycznej kompozycji namalowanej na stulecie uchwalenia konstytucji 3 maja tytułowa personifikacja Polski pod postacią kobiety w białej szacie przykuta jest do skały, której strzeże czarny orzeł pod sztandarem z datami trzech rozbiorów, na szańcu usianym trupami ofiar walk o polską niepodległość. By ją uwolnić ruszają zastępy wielkich Polaków i kosynierów pod wodzą Kościuszki i Mickiewicza, a w ich szeregach postaci od księcia Józefa Poniatowskiego po znanego z matejkowskiego obrazu wieszcza Wernyhorę. Z nieba na dodatek zstępuje z koroną dla uwolnionej Polonii zastęp aniołów.
Monumentalne płótno w romantycznym, patriotyczno-mistycznym duchu przyjęte zostało entuzjastycznie. Zawiązano komitet obywatelski i zakupiony ze środków publicznych obraz wyeksponowano we lwowskim ratuszu. W znacznie mniejszych, masowo powielanych kopiach rozeszła się też „Polonia” pod strzechy, raczej ze względu na treść „ku pokrzepieniu” niż wartości czysto artystyczne. „Do czyjej duszy ten obraz nie przemówi jasno i zrozumiale, temu już nic nie pomoże”, pisał Kornel Ujejski.
„Bitwa pod Racławicami” Wojciech Kossak, Jan Styka – detale
Znajdująca się w Panoramie Racławickiej „Bitwa pod Racławicami”, imponujących rozmiarów panoramiczny obraz, miała swój udział w tworzeniu mitu bitwy pod Racławicami, a zwłaszcza kształtowaniu postrzegania Tadeusza Kościuszki oraz roli odegranej wówczas przez chłopów-kosynierów. Potężny obraz, namalowany specjalnie na Powszechną Wystawę Krajową we Lwowie w 1894 roku, można zaliczyć do najciekawszych polskich dzieł XIX wieku.
Prawdziwym artystą sukcesu stał się Styka idąc za ciosem i wprowadzając na polski grunt kompozycje jeszcze bardziej gargantuiczne, w postaci malarskich panoram. W ciągu zaledwie sześciu lat, w których powstały cztery wielkie panoramy pomysłu Styki, stał się on jednym z najbardziej znaczących przedstawicieli tego gatunku, który w końcu XIX wieku przez krótki okres zdobywał dużą popularność w całej Europie, stanowiąc niejako malarski odpowiednik późniejszych kinowych blockbusterów w rodzaju „Ben Hura” – oszałamiające historyczne widowiska dla masowej publiczności, nieraz prezentowane w specjalnie wybudowanych na te potrzeby pawilonach i w quasi-teatralnej oprawie.
Z okazji stulecia insurekcji kościuszkowskiej, na zamówienie miasta Lwowa, jako pierwsza powstała ukończona w maju 1894 roku „Panorama Racławicka”, dziś prezentowana w brutalistycznej rotundzie projektu Ewy i Marka Dziekońskich we Wrocławiu. Choć często jako autorów panoramy podaje się Stykę i Wojciecha Kossaka, będących faktycznie głównymi jej twórcami, cały zespół pracujący nad obrazem był o wiele liczniejszy. Część krajobrazu, w tym całe niebo, namalował monachijczyk Ludwig Boller, pozostałe elementy krajobrazowe Tadeusz Popiel, część scen batalistycznych pod kierunkiem Kossaka Zygmunt Rozwadowski, inną ich część Teodor Axentowicz, sam znany raczej z rodzajowych scen z huculszczyzny i secesyjnych portretowych pasteli, wreszcie sylwetki chłopów – wyspecjalizowany w motywach ludowych Włodzimierz Tetmajer. Zespół działał więc jak dobrze naoliwiona maszyna, w której każdy z twórców był odpowiedzialnym za konkretne elementy trybikiem, niczym dawniej w pracowniach największych flamandzkich malarzy barokowych. Z częścią współtwórców Styka pracował później także przy kolejnych swoich panoramach.
Przed przystąpieniem do malowania Jan Styka w ramach przygotowań odwiedził miejsce bitwy pod Racławicami i na miejscu sporządzał szkice, próbując zrekonstruować pozycje oddziałów, malował też w charakterze wprawek i studiów pomniejsze przedstawienia kosynierów i Kościuszki. Plan bitwy odnalazł zespół malarzy w Ministerstwie Wojny w Wiedniu, a liczne szczegóły konsultowane były z historykami. Skalę przedsięwzięcia unaocznia też fakt, że panorama powstała na sprowadzonym specjalnie z Belgii w kilkunastu częściach płótnie żaglowym o łącznych wymiarach 114 na 15 metrów.
Przez rok „Panorama Racławicka” eksponowana była również w Budapeszcie, co zaowocowało zamówieniem na analogiczne dzieło ilustrujące węgierską walkę o niepodległość w czasie powstania w latach 1848-49. Dwie sroki za ogon złapał Styka przyjmując zamówienie i proponując przedstawienie węgierskich wojsk zdobywających Sybin pod wodzą Józefa Bema, a więc ukazujące jednocześnie węgierskiego i polskiego bohatera narodowego. „Panorama Siedmiogrodzka”, znana także jako „Bem i Petöfi”, o rozmiarach identycznych jak racławicka, ukończona została w roku 1897, w ekspresowym tempie pięciu miesięcy. W zespole znaleźli się ponownie Rozwadowski i Popiel, którym towarzyszyli tym razem Leopold Schönchen, Michał Wywiórski oraz dwaj odpowiedzialni za pejzaż Węgrzy: Tihamer Margitay i Béla Spányi.
Fragment „Panoramy Siedmiogrodzkiej”, fot. Muzeum Okręgowe w Tarnowie
W oczach niektórych publicystów z epoki Jan Styka stał się jako twórca panoram idealnie trafiający w moment ich popularności aż nazbyt przedsiębiorczy. Jak pisano zjadliwie w 1895 roku na łamach „Przeglądu Tygodniowego”: „Ów mistrz jest specyalistą od urządzenia geszeftów panoramowych, które on wymyśla, a inni za niego robią, przyczem on zarabia”. Nie zawsze jednak był to łatwy zarobek. „Panorama Siedmiogrodzka” została ostatecznie przywieziona przez artystę do kraju po tym, jak nie otrzymał on od zleceniodawców pełnego umówionego wynagrodzenia za jej namalowanie. By odbić sobie straty, pocięty obraz sprzedawał Styka we fragmentach, których mogło być łącznie około setki.
Kiedy w 1928 roku z wielką pompą sprowadzono do Tarnowa, rodzinnego miasta generała Bema jego prochy i złożono je w mauzoleum na jeziorze w Parku Strzeleckim, miasto otrzymało kilka ofert sprzedaży fragmentów panoramy. Magistrat z nich nie skorzystał, temat powrócił jednak pół wieku później. Poszukiwania rozpoczęły się w 1977 roku pod kierunkiem kustoszki Muzeum Okręgowego w Tarnowie Alicji Majcher-Węgrzynek, następnie kontynuowano je za czasów kadencji dyrektora Adama Bartosza, a obecnie jego następcy Andrzeja Szpunara. Ponad dwadzieścia zgromadzonych fragmentów prezentowanych jest obecnie w utworzonej w 2012 roku w Tarnowie Galerii Panoramy Siedmiogrodzkiej.
Jan Styka, „Golgota” – szkic panoramy o tej samej nazwie, fot. Muzeum Narodowe w Szczecinie
Burzliwe były również losy ukończonej rok wcześniej „Golgoty”, dla której inspiracją stała się zobaczona przez Stykę w Monachium panorama „Jeruzalem z Ukrzyżowaniem” pędzla Bruno Piglheina, Karla Froscha i Josefa Kriegera. I tym razem przygotowania rozpoczął artysta w terenie, wiosnę 1895 spędzając w Ziemi Świętej. Podobne podróże obywało w tym czasie wielu europejskich artystów, w tym członkowie rosyjskiej grupy Pieriedwiżników, w efekcie żeniąc malarstwo religijne z realistycznymi elementami krajobrazów czy strojów, w miejsce dominujących w nowożytnym malarstwie religijnym ahistorycznych draperii i dalekich od bliskowschodniego pejzażu zielonych scenerii. W „Golgocie” Styki (współtworzonej tym razem przez znanego młodopolskiego pejzażystę Jana Stanisławskiego i po raz kolejny Rozwadowskiego oraz Popiela) realizm rozległego, płaskiego jerozolimskiego krajobrazu spotyka się jednak przede wszystkim z nieodzownym dla artysty patosem o mistycznym posmaku – sama scena przedstawia moment tuż przed ukrzyżowaniem, z grupą postaci oświetloną snopami nadnaturalnego światła.
Z Lwowa i Warszawy powędrowała „Golgota” do Moskwy, a następnie za ocean, gdzie ostatecznie po kilku dekadach zawisła na stałe w Forest Lawn Memorial Park na przedmieściach Los Angeles. Tam eksponowana jest do dziś w odpowiednio spektakularnej oprawie. Jak relacjonowała w reportażu opublikowanym pod koniec lat 80. na łamach „Przekroju” Joanna Kubicka:
„Gasną światła, kurtyna odsłania obraz. […] Z głośników płynie muzyka. Nieopodal głos narratora snuje opowieść o Chrystusie, Piłacie, sanhedrynie, sądzie… Punktowy reflektor w odpowiednich momentach wyławia właściwe fragmenty, potem potężne światła wydobywają z ciemności cały obraz […].”
Jan Styka, „Neron w Baiae”, 1900, fot. M0tty / Wikimedia Commons
Rodzajem kontynuacji „Golgoty”, bliską również malarstwu Siemiradzkiego, stała się ostatnia z panoram Styki – „Męczeństwo chrześcijan w cyrku Nerona”. Celem wyprawy przygotowawczej stał się więc tym razem Rzym, a stanowiący miejsce akcji obrazu Cyrk Nerona i Kaliguli był, jak z dumą zaznaczał Styka, pierwszą kompleksową malarską rekonstrukcją cyrku rzymskiego. Podczas pracy nad niezachowaną dziś panoramą artystę odwiedził w pracowni Henryk Sienkiewicz, który miał ją uznać za doskonałą ilustrację do swojego „Quo vadis”. I choć nie miała ona z tekstem żadnego bezpośredniego związku, skojarzenie z zyskującą dużą międzynarodową popularność powieścią Sienkiewicza działało zdecydowanie na korzyść Styki.
Na nieformalnych kontaktach z – już wkrótce – noblistą się nie skończyło. W 1900 roku Styka ponownie wyruszył do Paryża, gdzie zaprezentował nową panoramę podczas wystawy światowej. Jeszcze w tym samym roku ukazało się nakładem Flammariona wydanie „Quo vadis” z 85 ilustracjami Styki. W trzytomowej edycji luksusowej wydanej w latach 1901-1903 liczba ta zwiększa się do niemal dwustu rysunków i graficznych reprodukcji obrazów en grisaille, zawarł też Styka z Flammarionem kontrakt na ilustracje do Sienkiewiczowskiej noweli „Pójdźmy za Nim!”. Oprócz książkowych ilustracji artysta namalował także 15 dużych obrazów olejnych ilustrujących sceny z „Quo vadis”.
Mniej komercyjnie trafionym okazał się projekt kompletnego zilustrowania „Odysei” Homera – po raz pierwszy w historii polskiej sztuki. Wcześniej, w 1863 roku pojedyncze akwarelowe ilustracje do „Odysei” stworzył Henryk Rodakowski, kilka lat później niedokończoną serię rysunków ilustrujących dzieło Homera wykonał Juliusz Kossak dla tygodnika „Kłosy”. Seria pięćdziesięciu obrazów, prezentowana w Paryżu w roku 1923 i zreprodukowana w sześciotomowym wydaniu eposu przeszła jednak w odróżnieniu od ilustracji sienkiewiczowskich praktycznie bez echa.
Jan Styka, przed 1925, „Sen wolontariuszów polskich w okopach francuskich”, fot. Muzeum Narodowe w Lublinie
Tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przyszła z kolei pora na kontynuację dawnej „Polonii” – „Polskę wyzwoloną”, namalowaną w roku 1919. Tym razem personifikacja kraju triumfuje dziękując Bogu za wyzwolenie i zdejmując ze skroni cierniową koronę, czarne orły z zaborczych godeł leżą ubite w kałuży krwi, a w tle nie zabrakło oczywiście panteonu narodowych bohaterów. Do kraju jednak Styka już nie wrócił, osiadając w tym samym roku w willi na Capri i malując kolejne płótna z cyklu homerowego oraz obrazy religijne do kościołów. W ostatnich miesiącach życia pracował nad portretem papieża i kolejnym wizerunkiem politycznego wodza, choć mniej chlubnym niż wcześniejsze przedstawienia bohaterów polskiej historii – portretem il duce Mussoliniego. Zmarł 28 kwietnia 1925 roku w Rzymie, po latach jego prochy spoczęły ostatecznie obok jego wciąż stanowiącej żywą atrakcję „Golgoty” – na cmentarzu Forest Lawn w Los Angeles.
źródło: https://culture.pl
Oprac. PP, marzec 2021
Opis obiektu
Obraz Jana Styki namalowany w roku ślubu (1883) z Lucyną Olgiati. Prawdopodobnie namalowany jako prezent ślubny dla przyszłej żony.
Jan Styka i Lucyna Olgiati
„(…)Na Wielkanoc 1886 r. odwiedził Styka Kielce, gdzie poślubił swoją uczennicę z czasów profesury w szkole dra Baranieckiego w Krakowie, Lucynę Olgiati. Ilekroć Styka przyjeżdżał do kraju z Paryża, zawsze odwiedzał Matejkę.”. (str. 26)
„(…)Wraz z żoną, która również była malarką, Jan Styka wyjechał do Paryża, gdzie skromnie żyjąc obydwoje oddawali się sztuce. Obraz Hulda Prorokini, do którego szkice wykonał jeszcze w Krakowie, jest ostatnim obrazem w całości malowanym w oświetleniu pracowni. Od tego czasu zaczyna malować pod gołym niebem. Powstają: Nocturne, Zwierzenia, Idylla, Nosiwoda, Żyd, Spotkanie na Via Appia.” (str. 26 i 27)
„(…)Mam tu gonić za kawałkiem chleba, pomyślałem, robić to, czego robić nie zamierzałem – nigdy! Wolę wrócić do kraju i choćby o kawałku suchego chleba tworzyć to, czego dusza moja pragnie. A kiedy w dodatku cios mnie trafił bolesny, bo straciłem pierwszego syna, 4-miesięczne dziecko, zbrzydł mi Paryż, zbrzydły bulwary i powtarzałem sobie co dnia: „Nie ma polskiego serca ten gród”. Postanowiłem wrócić do kraju i osiadłem w Kielcach, otoczony ciepłem rodziny mojej żony”. (str. 27)
„(…)Przez cały okres kielecki marzył Styka o dużej pracowni w rodzinnym Lwowie. Przeniósł się tam w 1890 roku wraz z trojgiem dzieci (i żoną Lucyną Olgiati – przyp. red.) – najstarszą córką Maniusią i urodzonymi w Kielcach, Tadeuszem i Adamem. Najmłodsze córki, Zosia i Janeczka, urodziły się już we Lwowie”. (str. 28)
Jan Styka i Jan Matejko
Obraz w ofercie Galerii Sympatyków Sztuki pochodzi zaraz po odejściu z pracowni Jana Matejki – największego mistrza Jana Styki. Później już nie malował tak znakomitych portretów.
„(…) Chciałem wyjechać w świat daleko, by nowe rozpocząć życie i myśl wyjazdu coraz wyraźniejsze przybierać zaczęła formy. Matejko chciał mnie uwięzić w Krakowie i proponował profesurę w Szkole Sztuk Pięknych. Ale ja odpowiedziałem wręcz, że nie chcę jeszcze uczyć drugich, bo sam się uczyć muszę.
Matejko jeszcze przekonując mnie powiedział: “To także służba dla kraju”, na co ja odpowiedziałem, że nie spełniałbym jej dobrze, czując wielkie braki w mojej wiedzy artystycznej. Porzuciłem więc profesurę w Muzeum Baranieckiego, którą przez półtora roku spełniałem, nie przyjąłem profesury w Krakowie i puściłem się w drogę do Paryża.
Pożegnałem Matejkę czule, ucałowałem spracowaną, chudą i żylastą rękę i pojechałem wiosną 1886 r. do Paryża.” (WKP) (str. 25)