Piotr Beczała – Najlepszy tenor świata?
Piotr Beczała ponownie wystąpił w Polsce. Koncert z udziałem naszego tenora, zaliczanego do czołówki świata, odbył się 4 sierpnia 2018r. w Operze Leśnej w Sopocie, w ramach inauguracji ósmej edycji festiwalu NDI Sopot Classic.
Na koncert jechałem z obawami i nadziejami. Obawy dotyczyły zmęczenia i obciążenia psychicznego, fizycznego, a przede wszystkim głosowego, których z pewnością Piotr Beczała obecnie doświadcza. Polski tenor jest bowiem w trakcie wagnerowskiego maratonu związanego z jego debiutem na festiwalu w Bayreuth. Miałem obawy czy w związku z tym poradzi sobie z ambitnym repertuarem zapowiedzianym na stronie internetowej. Nadzieje natomiast budził we mnie właśnie ten repertuar, gdyż oparty był na samych „hitach” literatury operowej, a dobrze wykonany mógł spełnić marzenia każdego sympatyka sztuki.
WRAŻENIA KONCERTOWE
Wrażenia, które dostarczył Piotr Beczała – zarówno mi, jak i ponad 5 tysięcznej publiczności – były wspaniałe i będą niezapomniane.
Po raz ostatni na żywo słyszałem Piotra Beczałę ponad roku temu. Widać ogromną pracę jaką włożył przez ten czas w swój przepiękny głos. Nasz tenor niezwykle dojrzał zarówno technicznie, jak i interpretacyjnie. Związane jest to głównie z coraz mocniejszymi i bardziej rozwojowymi partiami, które przyjmuje na świecie.
Zachwyt budzi mądrość z jaką Piotr Beczała prowadzi swoją karierę. Doskonale wie, które role, w którym momencie swojego wokalnego życia może przyjmować. W ostatnim okresie powiększył swój repertuar wokalny o partie, takie jak: Lohengrin w operze Richarda Wagnera, Don Jose w „Carmen” Georgesa Bizeta, Rodolfo w „Luizie Miller” Giuseppe Verdiego czy Maurizio w „Adrianie Lecouvreur” Francesco Cilei. W najbliższym sezonie zaplanowany jest również Cavaradossi w „Tosce” Giacomo Pucciniego, a w kolejnych sezonach Radames w „Aidzie” i Manrico w „Trubadurze” Giuseppe Verdiego.
Podczas koncertu Piotr Beczała zaprezentował najsłynniejsze arie świata. Mimo paru drobnych mankamentów zaśpiewał je na poziomie, jakiego oczekują nawet najwybredniejsi miłośnicy opery, do których sam siebie zaliczam.
1. „Recondita armonia” z I aktu opery „Tosca” Giacomo Pucciniego
2. „E lucevan le stelle” z III aktu opery „Tosca” Giacomo Pucciniego
3. „Cisza dokoła…” z III aktu opery „Straszny dwór” Stanisława Moniuszki
4. „Pourquoi me réveiller” z III aktu opery „Werther” Julesa Masseneta
5. „La fleur que tu m’avais jetée” z II aktu opery „Carmen” Georgesa Bizeta
6. „Nessun dorma” aria Kalafa z III aktu opery „Turandot” Giacomo Pucciniego
Publiczność po każdej arii reagowała entuzjastycznymi oklaskami, okrzykami i tupaniem w podłogę, a na koniec podziękowała tenorowi na stojąco. Nie chciała także puścić Piotra Beczały na odpoczynek, więc nie obyło się bez dwóch bisów, które sam sobie elegancko zapowiedział, a były to: L’anima ho stanca z II aktu opery „Adriana Lecouvreur” Francesco Cilei oraz Gdy Ślub Weźmiesz z Swoim Stachem z opery „Janek” Władysława Żeleńskiego.
Wspaniale, że Piotr Beczała zaprezentował polskiej publiczności arie, którymi zachwyca lub niedługo zachwycać będzie melomanów na świecie. Przecież nie zawsze mamy możliwość za nim podążać. Jednocześnie podświadomie czuję, że Piotr Beczała prezentując niektóre arie na tego typu koncertach, robi sobie próby generalne przed nowymi wyzwaniami. To niezwykle mądre!
Drobne mankamenty, o których wspomniałem to: zbyt mało energii w „Recondita armonia”, zmiana fragmentu tekstu w „Cisza dokoła…” oraz niekorzystnie brzmiące piano w „La fleur que tu m’avais jetée” zamiast „górnego” „siB” (si bemol) – wiem, że w partyturze jest piano, ale oczekuje się tej „góry”.
Najwyższy zachwyt wzbudził we mnie w „Pourquoi me réveiller” (nikt na świecie tak tego nie śpiewa), w „Nessun dorma” (takiego wykonania nie słyszałem dawno – jeśli w ogóle…) oraz w „L’anima ho stanca” (nieznana mi wcześniej, wzruszająco zaśpiewana aria).
Dramaturgia interpretacji Piotra Beczały we wszystkich ariach była na zjawiskowym poziomie. Nie do uwierzenia były przecudowne, przeszywające „łkania”, które opanował do perfekcji. Nie do opisania były jego pewnie brane „wysokie” dźwięki, a doskonała dykcja – szczególnie w ariach polskich – była godna największego zachwytu.
Moje szczególne uznanie wzbudził jednak tym, że pomiędzy niezwykle trudnymi spektaklami „Lohengrina” na Festiwalu Wagnerowskim, zaśpiewał tak ciężki koncert z wprost niesłychaną świeżością. Wynika to z nadzwyczaj świadomego prowadzenia głosu.
Kolejne uznanie należy się Piotrowi Beczale za to, że nie odwołał koncertu w Sopocie, mimo logistycznych problemów związanych z nagłą, wyjątkowo prestiżową propozycją występu w Bayreuth. Aby wszystko pogodzić postanowił jedynie przesunąć recital o jeden dzień. To wszystko świadczy o wielkiej klasie jaką prezentuje i ogromnym szacunku, którym obdarzył polską publiczność.
DYRYGENT I ORKIESTRA
Spektaklem dyrygował dyrektor artystyczny Festiwalu Wojciech Rajski. Poprowadził orkiestrę sopockiej Polskiej Filharmonii Kameralnej bardzo dobrze. Miał momenty trochę ospałe, rozwlekłe i mało energiczne, jednak podczas koncertu górowała wręcz perfekcyjna kontrola Wojciecha Rajskiego nad tym, aby Piotra Beczała i orkiestra byli jednością. Niezwykle pewnie czuwał nad fermatami naszej gwiazdy, wstrzymując orkiestrę tak długo, jak tylko chciał tego tenor. Wyróżniał się również wysoki poziom artystów orkiestry pod jego batutą, a także znakomita jakość wykonanych utworów oraz – w znacznej większości – przyjemna interpretacja muzyczna.
Pomiędzy ariami orkiestra zagrała utwory symfoniczne dobrane bardzo ciekawie. Niektóre z nich rzadko wykonywane są na tego typu koncertach, jednak wszystkie znakomicie uzupełniały repertuar Piotra Beczały:
1. Giuseppe Verdi – Uwertura do opery Joanna d’Arc
2. Francesco Cilea – Intermezzo z opery Adriana Lecouvreur
3. Giuseppe Verdi – Uwertura do opery Luisa Miller
4. Stanisław Moniuszko – Uwertura do opery Halka
5. Georges Bizet – Fragmenty z Carmen: Suita nr 1: Prélude, Aragonaise, Intermezzo
6. Giacomo Puccini – Intermezzo z opery Manon Lescaut
Szczególne gratulacje kieruję do Aleksandry Sznajdrowicz (harfa), Grażyny Zbijowskiej (flet poprzeczny) oraz Krzysztofa Zbijowskiego (klarnet) za wykonanie słynnego Interm5ezzo z III aktu opery „Carmen” Bizeta.
Wszyscy artyści muzycy Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot oraz dyrektor tej instytucji Wojciech Rajski pokazali wysoki poziom wykonawstwa w dziedzinie sztuki, jaką jest muzyka klasyczna.
KONFERANSJERSKA TRAGEDIA
Niestety fantastyczne muzyczne wrażenia psuła, co chwilę wychodząca na scenę, konferansjerka Katarzyna Janowska.
Takiego nieporozumienia w prowadzeniu koncertu jeszcze nie słyszałem. Pani Janowska bredziła od rzeczy. Mówiła nieprawdy historyczne związane z życiorysami kompozytorów, wprowadzając tym w błąd publiczność. Potrafiła powiedzieć, że druga część koncertu będzie poświęcona repertuarowi francuskiemu, po czym wymieniła Pucciniego. Zapowiadała – według niej – ciekawostki i tajemnice zakulisowe, o których jednak od dawna wiedzą wszyscy, którzy choć trochę operą się interesują. Próbowała – zresztą niepotrzebnie – streszczać prostą treść opery Turandot, myląc się co chwilę, a pomyłki tłumaczyła tym, że to libretto jest skomplikowane. Kilkukrotnie reklamowała nazwisko jednego polskiego reżysera, który kiereszuje spektakle – niemającego z tym wydarzeniem nic wspólnego – w dodatku myląc tytuły oper, które przygotowuje na świecie. Operowała słownictwem nieadekwatnym do tego specyficznego, którego używa się w stosunku do dzieł muzyki klasycznej. Na zakończenie jeszcze raz wyszła, aby zaprosić wszystkich na następne wydarzenia festiwalowe – to bardzo miłe. Nie czuła jednak grozy mówiąc, że nie będą one już tak ciekawe jak dzisiejszy koncert, a co najgorsze, w tym czasie na widowni siedział światowej sławy pianista Ingolf Wunder, za parę dni występujący na Festiwalu – mam nadzieję, że nikt mu tego nie przetłumaczył!
To tylko namiastka karygodnych wypowiedzi Pani prowadzącej. Do pozytywnych rzeczy zaliczyłbym jedynie przebiórkę w piękną czerwoną kreację w drugiej części koncertu. Wyglądała wtedy zjawiskowo. Jednak to nie zatuszowało tego, że Pani Katarzyna Janowska kompletnie się nie przygotowała do koncertu. Ale z drugiej strony jak może przygotować się osoba, która wypowiada się w tematyce, o której nie ma zielonego pojęcia?
Było to niewybaczalne i mam nadzieję, że już nigdy czegoś takiego nie doświadczę.
OPRAWA WIZUALNO – TECHNICZNA
Światła przygotował Przemysław Wrembel, a reżyserię dźwięku Marek Suberlak – wszystko było na wysokim poziomie. Brawa kieruję również do Filipa Popika za ciekawe wizualizacje, które były nienachalne, eleganckie i znakomicie dobrane do treści arii i klimatu utworów symfonicznych.
Jedyną techniczną sprawą, która męczyła, była o sekundę opóźniona transmisja wideo – na dwóch wielkich ekranach – w stosunku do dźwięku i do rzeczywistości.
PODSUMOWANIE
To niezwykłe szczęście, że Polska doczekała się kolejnego tenora, który rozsławia naszą ojczyznę na najważniejszych scenach operowych. Cudownie, że Piotr Beczała kontynuuje w świecie polskie, znaczące tradycje tenorowe, tak jak czynili to wcześniej chociażby Władysław Mierzwiński, Jan Reszke oraz Wiesław Ochman. Moją osobistą radością jest również to, że żyję w momencie, w którym mogę być naocznym świadkiem sukcesów polskiego fenomenalnego śpiewaka.
Co więcej…
Po tym koncercie zaryzykuję i ośmielę się odpowiedzieć na konkretne pytanie, które zadałem – głównie sobie! – w tytule tego tekstu: Czy Piotr Beczała jest obecnie najlepszym tenorem świata?
Według mnie tak! Jednak nie kolejność ważna, a fakt, że Piotr Beczała jest operową dumą Polski!
Recenzja dostępna również na stronie: E-teatr.pl
Polecam filmy nagrane przez Beatę Fischer:
https://www.facebook.com/beata.m.fischer/videos/2278281525578801/
https://www.facebook.com/beata.m.fischer/videos/2278313968908890/?hc_ref=ARRMKSHOE1tYRwmj58dwzGvz7bWnGqIrQL7t9Kpo8fAzOmqqWbuuRgiRuf35vrlrmlE&fref=gs&dti=156631914718241&hc_location=group
Ja także uczestniczyłem w sopockim koncercie Piotra Beczały. Zasadniczo moje wrażenia są bardzo podobne co Autora bloga Sympatycy Sztuki. Od pewnego czasu śledzę dość dokładnie przebieg kariery tego polskiego tenora. Blisko 10 lat temu, na początku mojej fascynacji światem opery, nabyłem płytę ,,Salut” Beczały i okazało się, że jego głos był odpowiedzią na moją muzyczną wrażliwość. W ramach moich możliwości staram się uczestniczyć w koncertach i przedstawieniach z jego udziałem.
W Sopocie Piotr Beczała w mojej ocenie wypadł bardzo dobrze. Obawiałem się, że będzie się trochę oszczędzał ze względu na występy w Bayreuth. Ale nie: potraktował koncertowy występ bez taryfy ulgowej, a w wielu momentach pod względem głosowym wypadł dość imponująco. Dało się odczuć, że P. Beczała to artysta ze światowego topu!
Co do dostrzeżonych mankamentów to ja także zwróciłem uwagę praktycznie na to samo. Co do arii Reconodita armonia: P. Beczała jeszcze nie ma jej scenicznie ośpiewanej, za pół roku będzie debiut w Wiedniu, więc myślę, że z czasem ta i druga aria z tej opery nabierze większego wyrazu. La fleur z Carmen: piano faktycznie tym razem nie wyszło idealnie (tak czasem bywa), jednak P. Beczała potrafi – jak słyszałem na własne uszy w Wiedniu (jest też zapis video na Youtube) – imponująco pociągnąć mocniejszą wersję tego fragmentu. Pomyłka tekstowa w Arii Stefana: dodałbym tu także minimalne pomylenie słów w Nessun dorma, ale taki jest urok P. Beczały, że czasem zapomina tekstu, często zgrabnie przykrywając lukę w pamięci innymi słowami.
Również dostrzegam fakt, że polski tenor prześpiewuje sobie nowy, nieograny scenicznie repertuar na koncertach. Już śledząc programy jego recitali można prorokować, po jakie role w najbliższych latach będzie sięgał.
Żal tylko, że nie było transmisji telewizyjnej. W czasach wszechobecności medialnej polskich piłkarzy, honorowania (zasłużenie) przez polityków naszych skoczków narciarskich i lekkoatletów niedosyt pozostawia brak zainteresowania w przestrzeni publicznej sukcesami polskich śpiewaków operowych. A oni właśnie – na czele z Piotrem Beczałą – naprawdę niemało w świecie operowym znaczą.
Zaproszenie do Sopotu Piotra Beczały w ramach Sopot Classic jak i dwa lata wcześniej Aleksandry Kurzak to strzał w dziesiątkę dyrektora festiwalu Wojciecha Rajskiego . Oczywiście byłem na obu koncertach i mogę powiedzieć z czystym sumieniem , że z obu koncertów wychodziłem zachwycony . Trójmiejska publiczność ( która po wielekroć okazywała wspaniałe przyjęcie wybitnym artystom) nie zawiodła . Tak też wywiązała się natychmiast jakaś wspaniała więź pomiędzy wykonawcami a publicznością ,którą trudno inaczej wytłumaczyć jak tylko obecnością wielkiej sztuki. Nie waham się użyć tego słowa gdyż koncerty z obecnością Aleksandry Kurzak jak i Piotra Beczały zachwyciły publiczność Opery Leśnej w Sopocie . Nie przeszkodziła w tym amatorska konferansjerka ani też nie przeszkodziłaby hipotetyczna ulewa czy burza . Kilka lat temu byłem w Poznaniu na „Eugeniuszu Onieginie ” z udziałem Mariusza Kwietnia aby usłyszeć na własne uszy – czym tak na prawdę ludzie się zachwycają ? Opera w Poznaniu nie ma wielkiej przestrzeni ale tekst rosyjski wszystkim wykonawcom przyklejał się do podniebienia i nie był zrozumiały jedynie Mariusz Kwiecień śpiewał zrozumiale i wspaniale . Jego rola wypadła zachwycająco pomimo ociekającej wodą scenie . Wracając jeszcze do Piotra Beczały myślę ,że jego koncert z orkiestrą Wojciecha Rajskiego pozostanie na wiele lat w pamięci trójmiejskich melomanów (owiniętych w kocyki) jako niezwykłe i piękne wydarzenie . Ten głos po prostu zachwyca i nie chodzi tu o górne si .